Hospitalizacja w czasach epidemii wiąże się z ryzykiem zachorowania na COVID-19. Nie wszystkim udaje się opuścić szpital bez szwanku.
87 – letnia pabianiczanka dwa dni przed świętami trafiła do łódzkiego szpitala, by leczyć chorobę nowotworową. Przy przyjęciu zbadano ją pod kątem obecności SARS‑CoV‑2. Wynik był negatywny. Dostała wypis 4 stycznia, 8 grudnia trafiła na oddział covidowy Pabianickiego Centrum Medycznego już z rozwiniętą chorobą.
–Przed świętami mama samodzielnie robiła zakupy w pobliskim sklepie. Została wypisana w dużo gorszym stanie, była na wózku, nie mogła chodzić. Po powrocie ze szpitala spała 12 godzin, trudno ją było namówić na jedzenie i picie. W sobotę karetka zabrała mamę do PCM – opowiada zrozpaczony syn, który zresztą zaraził się od mamy.
–Mam temperaturę ponad 38 stopni i objawy przypominające zapalenie oskrzeli, ale dam radę. Bardzo martwię się o mamę – dodaje.
Trzymamy kciuki za panią Marię. Bezcelowe już jest natomiast kibicowanie innym mieszkańcom, którzy chcieli się wyleczyć, ale umarli po wewnątrzszpitalnych zakażeniach SARS‑CoV‑2. Niedawno zdarzyło się m.in., że starszy pan pojechał do Łodzi na badania. Nie było zakażony, ale w szpitalu nabawił się COVID-19 i zmarł. Opisywane historie nie są, niestety, odosobnione.
W PCM na razie ok
Co ciekawe, dotąd żaden zgłoszonych do nas sygnał o wewnątrzszpitalnych zakażeniach nie dotyczył Pabianickiego Centrum Medycznego.
– Nikt się na to nie poskarżył, nie wiemy o takich sytuacjach – zaznacza Adam Marczak, dyrektor ds. techniczno – administracyjnych w PCM.
Z relacji pabianiczan oddających starszych rodziców na leczenie do PCM wiadomo, że jest odwrotnie. – Podczas epidemii tata 80 + musiał być u nas dwukrotnie hospitalizowany. Jego stan zdrowia poprawił się i nie zachorował na COVID-19 – mówi pabianiczanka.
[AKTUALIZACJA] Niestety, starsza pani odeszła 16 stycznia nad ranem.