OPINIE

(Nie)daleko od szosy: Wybory bez wyboru

Wiele wskazuje na to, że w najbliższych wyborach samorządowych pabianiczanie nie będą mieli wielkiego wyboru. Do walki o fotel prezydencki najpewniej stanie jedynie dwóch kandydatów, a liczba list do rad także będzie niewielka. Wbrew pozorom to zła wiadomość dla mieszkańców miasta.

Decyzja o wsparciu Sojuszu Lewicy Demokratycznej kandydatury Grzegorza Mackiewicza i poparcie, jakiego Włodzimierzowi Stankowi udzielił Kukiz’15 sprawiły, że liczba ofert wyborczych dla pabianiczan stała się mizerna.

Ograniczenie wyboru podobać się może dużym graczom na lokalnym rynku politycznym, a dla obywateli oznacza, że ich głównym kryterium wyborczym stanie się elekcja mniejszego zła w jeszcze większym stopniu niż do tej pory. Jest też papierkiem lakmusowym stanu demokracji w samorządach, który – zwłaszcza po zmianach w ordynacji dokonanych za czasów rządów Platformy Obywatelskiej – uległ dalszej patologizacji. Co prawda zmiany w ordynacji przywróciły wybory proporcjonalne, ale…w formie możliwie dość osobliwej.

Eliminacja pluralizmu

Na to, że mamy dziś tylko dwóch kandydatów, wpłynęło kilka czynników. Po pierwsze jednomandatowe okręgi wyborcze w ostatnich wyborach do rady miasta spowodowały, że rozdrobnienie lokalnej sceny politycznej nie ma racji bytu. Pokazały to wybory uzupełniające, w których szeroka koalicja wspierająca obecnego prezydenta potrafiła odbić okręgi, które w poprzednich wyborach samorządowych zdobył PiS. W radzie miasta powstały dwie zwarte i rywalizujące ze sobą formacje, które nie są szczególnie chętne, by dzielić się teraz na mniejsze ugrupowania.

Tym samym coś, co w przekonaniu apologetów JOWów miało poszerzyć demokrację, zaczęło ją ograniczać, co zresztą nie jest niczym dziwnym dla osób, które praktyce jej funkcjonowania się przyglądają. Jej mechanika wymusza powstawanie dużych koalicji, eliminując z życia politycznego mniejsze formacje, a tym samym jakikolwiek pluralizm. O ile jeszcze kilka lat temu wystawianie własnego kandydata miało sens, bo zwiększało szanse w wyborach proporcjonalnych do rady, o tyle teraz jest to zabieg nieuzasadniony.

Takie zawężenie sceny politycznej – nawet na szczeblu lokalnym – powoduje oczywiście powolne wymieranie poglądów innych niż te reprezentowane przez główne siły. Będziemy zmuszeni albo do opowiedzenia się za prezydentem, albo do wyboru kandydata opozycji, choć przecież ani prezydent nie musi nam się podobać, ani poglądy reprezentowane przez pretendenta nie muszą wprowadzać nas w stan ekstazy. JOWy na ogół trzecią, czwartą czy piątą drogę eliminują. Ten proces nastąpił właśnie w Pabianicach i to zaledwie po jednorazowym użyciu tej ordynacji.

Oczywiście czytelnik obserwujący jesienno-zimowe zmiany w ordynacji samorządowej z pewnością zwróci mi uwagę, że przecież w miastach do 100 tys. mieszkańców wróciły wybory proporcjonalne. Owszem, ale obowiązujące prawo wyborcze umożliwia tworzenie okręgów trójmandatowych, a one w mechanice wpływania na kształt wyboru niewiele od JOWów się różnią.

Tylko dla dużych graczy

Możliwość zdobycia tylko trzech mandatów w okręgu siłą rzeczy premiuje duże ugrupowania i koalicje. Z badań Fundacji Batorego wynika, że aby zdobyć mandat w trójmandatowym okręgu komitet musiałby gromadzić poparcie na poziomie około 20%. Polskie doświadczenia w wyborach do niektórych powiatów (gdzie obowiązywały okręgi trój mandatowe) pokazują, że czasem nawet wynik na poziomie przekraczającym 25% nie dawał gwarancji otrzymania mandatu!

Oczywiście nie wiemy czy takie okręgi zostaną wyznaczone w Pabianicach. Nie zadecyduje zresztą o tym społeczność lokalna, ale zewnętrzny komisarz wyborczy. Jaką decyzję podejmie w sprawie Pabianic nie wiadomo, rozsądnym z punktu widzenia lokalnych ugrupowań jest więc tworzenie szerszych koalicji, gdyby faktycznie trójmandatowe okręgi miały zaistnieć.

Jednak nie tylko ten fatalny system wyborczy stawia nas w tak dramatycznej sytuacji. Pokazuje ona w jakim stanie jest pabianicka aktywność społeczna i polityczna. W Pabianicach, jednym z większych miast województwa, nie wykształciły się ruchy inne niż podstawowe, które dzielą naszą scenę. Duopol wzmacnia się wszędzie tam, gdzie stopień aktywizacji jest słaby, a większość ludzi funkcjonuje poza polityką.

W naszym mieście nie powstały struktury Partii Razem czy innych formacji nowej lewicy (takich jak Inicjatywa Polska, choć jednym z jej twórców w regionie łódzkim jest pabianiczanin Tomasz Jura), a one w dużych miastach stanowią dziś próbę budowy koalicji przeciwko dominacji dwóch zwalczających się stronnictw. Jak widać jednak Polska powiatowa nie posiada wystarczających zasobów ludzkich, aby takie formacje na prowincji tworzyć. Wbrew narracji stosowanej chociażby przez Razem, pozostaje ona partią funkcjonującą głównie w największych miastach z dużą bazą społeczną, z tradycjami aktywności obywatelskiej, czy wreszcie zapleczem akademickim. Jednocześnie pabianickie SLD okazało się być formacją schodzącą, zdającą sobie sprawę, że w rywalizacji pomiędzy konkurującymi prawicami nie ma po prostu szans. Trudno wreszcie znaleźć w naszym mieście ruch miejski, który wyłamywałby się z ogólnopolskich podziałów i wystąpił z odważnym programem dla społeczności lokalnej.

Skazani na duopol?

Pabianicka scena polityczna się zwija, a jedyne co ją pobudza to okazjonalne spory o pietruszkę, które przybrały ostatnio postać pewnego pomnika. Zaskakująca jest też postawa ruchu Kukiz’15, który wyraźnie dezerteruje z pola walki, najpewniej z tego powodu, że wszyscy jego aktywni członkowie posiadający jakąkolwiek wiedzę o samorządzie zmieszczą się na jednej kanapie. Oczywiście żart ten dotyczyć może każdego dowolnego ugrupowania (może oprócz tych największych). Pamiętajmy, że muszą one obsadzić listy zarówno do miasta, jak i powiatu, co przy obecnych zasobach ludzkich w partiach i zainteresowaniu polityką jest czasem zadaniem karkołomnym.

Kampania jeszcze się nie rozpoczęła i być może pojawi się jeszcze nie jeden, ale może i kilku kandydatów. Przyznam się jednak szczerze, że wśród ograniczonej liczby lokalnych samorządowców nie widzę nikogo, kto mógłby być na tyle poważny, by realnie zagrozić duopolowi Mackiewicz-PiS.

Zatem jesienią 2018 roku wielu z nas stanie przed dramatycznym wyborem między dżumą a cholerą, wybierając objawy której z chorób bardziej nam odpowiadają. W hamletowskim rozdarciu nad urną może uzmysłowimy sobie, że kryzys demokracji to także kompletny brak możliwości wyboru zgodnego z sumieniem i poglądami – wyboru, który nie musi się kończyć moralnym kacem.

Sebastian Adamkiewicz

AKTUALIZACJA:

Ostatecznie nie zaistnieje w Pabianicach sytuacja, w której będą występować małe okręgi trójmandatowe (artykuł powstał przed zatwierdzeniem przez radę miejską granic okręgów). Pabianice zostały podzielone na cztery okręgi wyborcze do rady miejskiej z następującą ilością mandatów: okręg nr 1 – 5, okręg nr 2 – 5, okręg nr 3 – 6, okręg nr 4 – 7. Wobec tego trudno mówić o tym, że tak duże okręgi zwiększą realny próg wyborczy na skalę porównywalną do JOW-ów – taka teza pojawiła się w tekście.

3 komentarze do “(Nie)daleko od szosy: Wybory bez wyboru

  1. WOW!! tu jest więcej wyrazów i zdań niż na innych portalach przez cały tydzień!! nawet jakby je do kupy zebrać!!

  2. Wszystko spoko i obawy ukazane w artykule jak najbardziej na miejscu. Tylko to się tyczy wyborów do rad a nie zaś na prezydenta, a to, że będzie tylko dwóch kandydatów na ten urząd, nic wspólnego z JOW-ami nie ma. Ten ograniczony wybór sprowadza się do tego, że osoby czy ruchy o poglądach anty-PIS nie wystawią swojego kandyata bo mogliby osłabić i tak słabego Mackiewicza a ci drudzy jeszcze słabszego Ciebiady.

  3. Demokracji w Polsce jest tyle samo co za Komuny, a może i mniej, ale na pewno nie jest tej demokracji więcej. Za to jest w Polsce bezrobocie, emigracja zarobkowa i brak perspektyw dla młodych i starych, dokładnie tak, jak za Piłsudskiego przed wojną-i po co wam to było?

Comments are closed.