O roślinach antysmogowych i koszeniu trawników rozmawiamy z nauczycielką biologii Bożeną Grzelak. Z jej inicjatywy zmieni się zieleń wokół II LO, by było: “pięknie, zdrowo i praktycznie”.
Magdalena Hodak: Na spotkaniu zorganizowanym niedawno przez Alarm Smogowy Pabianice zauważyła Pani, że Pabianice powinny być nie tyle zielonymi płucami regionu, a zieloną wątrobą. To dość nietypowe określenie, dotyczące zagadnień związanych z jakością powietrza. Dlaczego mamy być akurat wątrobą?
Bożena Grzelak: – Użyłam określenia “zielona wątroba”, zamiast “zielone płuca”, ze względu na faktyczna funkcję tych narządów. Wątroba jest organem, który m.in.: dokonuje detoksykacji szkodliwych związków w naszym organizmie. Stąd moje porównanie i powiązanie z roślinami z grupy fitoremediacyjnej, oczyszczających środowisko. Takie możemy wykorzystać jako naturalne filtry. Mają zdolność do akumulacji zanieczyszczeń różnego typu, w tym metali ciężkich kumulowanych np. w korzeniach (kadm, ołów), zanieczyszczeń pyłowych (włoski i warstwa woskowa na powierzchni liści). Jednocześnie są porowate, więc oczyszczone powietrze, woda ponownie trafiają do ekosystemu.
Jakie rośliny – naturalne filtry pabianiczanie powinni zaprosić do swoich ogrodów?
– Pytanie nie powinno brzmieć, kosić czy nie, bo to nie jest 0-1 kwestia. Kosimy, ale rzadziej i do określonej wysokości. Wysokość pozostawianej trawy ma ogromne znaczenie. Jeżeli skosimy tak, że długość źdźbła ma 2-3 cm, to bardzo szybko doprowadzimy do wysuszenia gleby, jej erozji mechanicznej, pogorszenia jej uwodnienia (pojemność wodna obniżona), co negatywnie wpływa na pozostałe rośliny, a temperatura gleby w tym miejscu osiąga w ciepłe dni ponad 40 stopni.
Jeżeli wysokość traw po cięciu ma 10 -11 cm, to ograniczamy parowanie gleby, podtrzymujemy korzystną wilgotność powietrza, a temperatura gruntu to ok. 24 stopni.
Trawa wysoka, to spadek do poziomu 19 stopni. W sytuacji ciągłego wzrostu temperatur (już o suszy alarmują polscy rolnicy), pogarszania się stanu powietrza oraz zużycia energii, to już powinno być wystarczającym powodem, by zmienić podejście do kwestii koszenia trawników i generalnie zieleni miejskiej.
Nie chodzi o to, aby całkiem porzucić koszenie. Koszenie jest niezbędnym elementem kształtowania takiego zbiorowiska roślinnego jak łąka. Chodzi zatem o to, by trawniki kosić rzadziej. I nie wykaszać traw praktyczne do poziomu gruntu. By kosić tak rzadko, jak to jest potrzebne, by mogły rozkwitnąć na nich naturalnie pojawiające się kwiaty. W tym miododajne.
Zaoszczędzone fundusze z racji rzadszego koszenia, w miejskich kasach mogą być przeznaczone na nowe nasadzenia drzew i krzewów, ich badania i w razie konieczności pielęgnację zieleni.
Jakie korzyści wynikają z mniejszej częstotliwości koszenia?
– Obniża to poziom zanieczyszczeń. Tzw. trawnik zaniechany spełniają w mieście rolę łąki antysmogowej. Przyczynia się do lokalnego obniżenia temperatury i ograniczenia miejskich wysp ciepła. Ma zdolność do ponadprzeciętnej chłonności wody, dzięki temu m.in. zmniejsza ryzyko podtopień w następstwie nawałnic, daje szansę na bioróżnorodność i powrót zapomnianych gatunków roślin zielnych, jest schronieniem, miejscem lęgów, wychowywania młodych i żerowiskiem dla drobnych kręgowców (ptaki, jeże, ryjówki). Ponadto pozostawiony w spokoju nie wzbudza tumanów pyłu i pyłków przez niepobudzanie nadmiarowym koszeniem nowego cyklu kwitnienia skraca okres pylenia traw, obniża poziom hałasu, zwiększa wilgotność powietrza w swoim pobliżu, co działa zbawiennie na zdrowie wszystkich, staje się pożytkiem dla dziko żyjących zapylaczy: pszczolinek, miesierek, murarek, trzmieli…
Czas koszenia także jest istotny…
– Tak. Powstała nawet w anglojęzycznych mediach społecznościowych kampania #NoMowMay (maj bez koszenia).
Gdzieś kosić w ogóle trzeba?
– W obrębie miast takie obszary, w których regularne koszenie jest i raczej powinno być utrzymane. Chodzi o murawy w parkach zabytkowych, oprawy parterów kwiatowych, zachowanie stożków widoczności na skrzyżowaniach, przejazdy kolejowe itp.
Swoistym antidotum na całkowitą betonozę jest ażurowa kostka brukowa. Ułożona np. na placu w Konstantynowie Łódzkim.
– Kratki są kompromisem. Po ulewnych deszczach, woda ma gdzie wsiąkać.