Poświęcają swój prywatny czas, by zająć się niechcianymi, porzuconymi zwierzętami. Nie otrzymują wynagrodzenia – robią to z potrzeby serca. Ilość adopcji wzrasta, ale bez ciężkiej pracy wolontariuszy nie byłoby to możliwe.
Maria Chwalińska: Praca w schronisku nie jest lekkim zajęciem. Co skłoniło Panią do podjęcia wolontariatu?
Magdalena Piechowska: – Chęć pomagania. Każdy z wolontariuszy swoją miłość do zwierząt chce przekształcić w pomoc. Od zawsze czuliśmy taką potrzebę. Nasze rodziny wiedzą najlepiej, że zwierzęta to dla nas najważniejsza pasja.
Jeśli już odkryjemy w sobie tę chęć pomocy, co trzeba zrobić, żeby zostać wolontariuszem?
– Przede wszystkim kandydat musi mieć ukończone 16 lat. Należy podpisać umowę ze schroniskiem oraz przejść szkolenia BHP. Następnie szkolimy kandydata – przedstawiamy zakres obowiązków i pokazujemy jak postępować ze zwierzakami.
To jaki jest ten zakres obowiązków?
– Przede wszystkim spędzamy czas z psami. Wychodzimy z nimi na spacery, pozwalamy im się wybiegać. Dla „schroniskowych” zwierząt praca z człowiekiem bywa dużym problemem, bo niekiedy zostały skrzywdzone przez ludzi. Dlatego często zaczynamy od podstaw, jak np. chodzenie na smyczy. Przygotowujemy je do adopcji, próbując naprawić błędy poprzednich właścicieli. Czasami proces socjalizacji trwa bardzo krótko, bo tydzień-dwa, ale trafiają się czworonogi, u których pewne zachowania są nie do pokonania – i wtedy może to trwać nawet kilka miesięcy.
Ale wolontariat to nie tylko bezpośrednia praca z psami.
– Oczywiście, że nie. Naszym zadaniem jest również stworzenie ogłoszeń internetowych, aby psy miały większą szansę na adopcję. Przygotowujemy zdjęcia, szukamy im nowych domów. Jeśli potrzeba jeździmy do weterynarza.
To jest ciężka praca. Decydujemy się opiekować żywymi zwierzętami, które mają swoje potrzeby, mają swój wypracowany charakter, co niekiedy może skończyć się pojedynczym ugryzieniem. Psychicznie też bywa różnie – niektóre zwierzaki były bite, kopane albo ciężko pogryzione. Widok takich zwierząt potrafi złamać serce.
Z reguły ludzie decydują się na zwierzęta rasowe. Wielu jest takich, którzy są zainteresowani adopcją psa ze schroniska?
– Ostatnio, na szczęście, coraz więcej. Najczęściej wybierane są szczeniaki, ale znajdują się i tacy, którzy adoptują starsze psy. Ilość czworonogów w naszym schronisku zmalała. Niezwykle ważne są również domy tymczasowe. Nie ma ich zbyt wielu. W takim miejscu pies przebywa do czasu adopcji. Nieraz jest to tydzień, czasami nawet pół roku lub rok.
Czy wracają psy, które już raz znalazły dom dzięki waszemu schronisku?
– Niestety zdarzają się takie przypadki. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że przebywanie w schronisku jest dla zwierzaka ogromną traumą. Oddzielenie od właściciela może skończyć się lękiem separacyjnym, który objawia się szczekaniem bądź niszczeniem. Jednak jesteśmy chętni do współpracy, zostawiamy numer telefonu i kiedy taka potrzeba zachodzi, staramy się rozwiązać problem poprzez behawiorystów. Wolimy unikać sytuacji, w której pies wraca do schroniska.
Praca ze zwierzętami jest przyjemnością, ale oznacza także sporo obowiązków. Jest 12 aktywnych wolontariuszy – to wystarcza?
– Wolontariusze są dla nas na wagę złota. Brakuje nam ludzi, którzy są w stanie zapewnić transport zwierząt do weterynarza bądź do nowego domu, który może znajdować się np. w Gdańsku. Przydałaby się również pomoc w prowadzeniu strony internetowej schroniska.