HISTORIA

Żołnierze wyklęci (cz. III)

Czy „żołnierze wyklęci” rzeczywiście byli nieskazitelni? Czy można historycznie usprawiedliwiać zaoczne wyroki i egzekucje, przeciwstawiając im heroiczne próby walki o niepodległą Polskę? Na kartach historii nie znajdziemy krystalicznych postaci. „Żołnierze wyklęci” nie zasługują ani na kult, ani na potępienie.

W poprzednich częściach pokazaliśmy rodowód i struktury podziemia antykomunistycznego działającego w rejonie naszego miasta (po wyzwoleniu w styczniu 1945 roku), a także jedną z najważniejszych akcji, jaką członkowie Ruchu Oporu Armii Krajowej (ROAK) przeprowadzili w krótkiej, bo nieco ponad półrocznej historii tej organizacji. Czas na podsumowanie rozważań.

PRZECZYTAJ CZĘŚĆ I
PRZECZYTAJ CZĘŚĆ II
Historia w służbie polityki

W sferze kultury masowej pojęcie „żołnierze wyklęci” jest stosunkowo nowe, bo funkcjonuje od 2010 roku. Wtedy Lech Kaczyński, ówczesny prezydent RP, podjął starania legislacyjne o ustanowienie 1 marca dniem pamięci o członkach II konspiracji, choć sam pomysł był nieco starszy i miał rodowód w organizacjach kombatanckich. W tym miejscu, niezależnie od oceny całokształtu pracy L. Kaczyńskiego, historycy winni przyznać, że jak dotąd był on jedynym prezydentem, który dbał o politykę historyczną państwa.

Niestety, starania ówczesnego prezydenta bardzo szybko zostały wypaczone przez parlamentarzystów, zarówno z lewej, jak i prawej strony sceny politycznej oraz przez różnego rodzaju organizacje, uważające się za patriotyczne. Pojęcie „żołnierze wyklęci” i cała historia oporu antykomunistycznego po II wojnie światowej stała się zakładnikiem polityki.

Nasi reprezentanci we władzach (na każdym szczeblu) bardzo ochoczo odwołują się do historii, szczególnie tej najnowszej, próbując wykorzystać ją na własny użytek. Łatwiej bowiem jest budować swój kapitał na cudzych fundamentach, tym bardziej, jeśli nawiązuje on do spraw dotyczących całego kraju i jednoczących naród.

W poszukiwaniu glorii

Problem w tym, że często zapominamy o złożoności i wielowątkowości wydarzeń toczących się w przeszłości. My, Polacy, bardzo chcemy mieć choć jedną kartę w historii, z której moglibyśmy być w stu procentach dumni. Niestety historia płata nam figla…

Okres panowania Piastów jest nam zbyt odległy, poza tym cieniem kładzie się na nim rozbicie dzielnicowe. Z kolei na Jagiellonach „ciążą” kłopoty z sukcesją tronu, co nie poprawiało stabilizacji kraju. Sejm Wielki i uchwalenie Konstytucji 3 Maja, choć cywilizacyjnie wyprzedzały swój okres, to toczyły się w okresie rozbiorów Polski. Józef Piłsudski postawił kraj na nogi po I wojnie światowej, ale trudno usunąć z jego życiorysu skazę, jaką sam wyrył w maju 1926 roku, doprowadzając do rozlewu bratniej krwi. „Solidarność” po ’89 roku pokazała, że brak jest jedności w związku, a dotychczasowi sprzymierzeńcy stają naprzeciw siebie.

Casus II konspiracji

Rzecz ma się podobnie w przypadku członków II konspiracji. Patrząc na złożoność historii, trudno nie zgodzić się z prof. Rafałem Wnukiem (Instytut Historii KUL, Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku), który uważa, że pojęcie „żołnierze wyklęci” jest bardzo szerokim, plastycznym i zmieścić możemy pod nim wszystkie formacje działające w podziemiu antykomunistycznym po 1945 roku.

Trudno jednak stawiać na równi np. członków naszego Ruchu Oporu Armii Krajowej, którzy bezkrwawo odbili swoich kolegów z aresztu PUBP w Pabianicach wraz z oddziałami Romualda Rajsa „Burego”, które na wschodzie kraju przeprowadzały akcje przeciwko ludności cywilnej, usprawiedliwiając się narodową ideologią. Nie sposób także porównywać działalności gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” i gen. Augusta Fieldorfa „Nila” (tworzących zręby Organizacji „NIE”) z krwawą działalnością Józefa Kurasia „Ognia” na Podhalu.

Izolacja „wyklętych”

Mnogość postaw wynikała z różnych wizji rzeczywistego odzyskania niepodległości, a nie kolejnego zniewolenia. Społeczeństwo zostało niejako przymuszone do wyboru między współpracą z komunistami a odrzuceniem ich rządów i oczekiwaniem na nowy konflikt zbrojny pomiędzy ZSRR a Zachodem. Ze względu na to, że ludność była zmęczona trwającą ponad pięć lat wojną i pragnęła stabilizacji i spokoju, poparcie dla działalności „nowego” podziemia systematycznie spadało. Powodowało to swoistą izolację „żołnierzy wyklętych”, potęgując dodatkowo ich frustrację i beznadziejność sytuacji, w jakiej się znajdowali.

Problem „żołnierzy wyklętych” to nie tylko kwestia zbiorowości jako takiej, ale także samego nazewnictwa. Żadna z organizacji tamtego okresu nie tworzyła regularnych formacji wojskowych. Co więcej, nie wszyscy ich członkowie mieli nadane stopnie wojskowe, a nie rzadkie były przypadki, że do oddziałów dołączała ludność cywilna. Pojawia się zatem pytanie, czy zasadne jest stosowanie terminu „żołnierz” w odniesieniu do członków II konspiracji?

Chcąc zgłębić temat, napotkamy ponadto na niezliczoną ilość dylematów natury moralnej, przypadków zaocznego wydawania wyroków śmierci na pracowników aparatu państwowego, stosowania prawa Hammurabiego, czy wspomnianych już cierpień ludności cywilnej.

Historia biało-czarna?

Prof. Marcin Zaremba (Instytut Historyczny Uniwersytetu Warszawskiego), stwierdził, że „żołnierze wyklęci” nie zasługują ani na kult, ani na potępienie, a czas, w którym przyszło im działać był jednym z najtrudniejszych w powojennej Polsce. Jednakże z pewnością zasługują na pamięć.

Słowa te nie znajdą zrozumienia, a tym bardziej uznania w retoryce stosowanej przez obecną większość parlamentarną, która swój mit próbuje oprzeć właśnie na antykomunistycznej działalności „żołnierzy wyklętych”. Ten sposób działania (interpretowanie i przedstawianie historii pod siebie) stosowali także ich poprzednicy przez ostatnie osiem lat, którzy swój mit założycielski chcieli z kolei oprzeć na czasach pierwszej „Solidarności”, mocno zawłaszczając sobie ten kawałek naszej rodzimej historii.

Musimy zrozumieć, że historii nie da się rozpatrywać w kategoriach białe-czarne, że nie może być ona zakładnikiem polityków ani ich orężem w walce z adwersarzami, że nie znajdziemy na jej kartach krystalicznych postaci.

Przemysław Stępień

O autorze – historyk, zajmuje się dziejami PRL. Napisał książkę „Pomoc duchowieństwa łódzkiego dla represjonowanych i ich rodzin w okresie stanu wojennego (1981-1983)”. Współzałożyciel Klubu Historycznego im. gen. Stefana Roweckiego „Grota”.


Jeden komentarz do “Żołnierze wyklęci (cz. III)

  1. Po przeczytaniu trzeciej części tekstu o “Żołnierzach Wyklętych” postanowiłem napisać kilka słów (komentarza czy też pytań do autora):
    1. cyt.: “oddziałami Romualda Rajsa „Burego”, które na wschodzie kraju przeprowadzały akcje przeciwko ludności cywilnej, usprawiedliwiając się narodową ideologią” – a może jakieś dowody że Bury kierował się narodową ideologią. Przecież w oddziałach Burego dość dużo było… prawosławnych. Warto też najpierw zapoznać się ze spisami powszechnymi, polityką władz sowieckich 1939-1941 i może wtedy będziemy mieli pewien pogląd o ludności miejscowej a mianowicie czy dopiero władza sowiecka nie stworzyła ich białoruskiej tożsamości (oczywiście na taką skalę). Akcje przeciwko wsiom zamieszkiwanym przez Białorusinów nie miały charakteru czystek etnicznych czy walki z prawosławiem, były natomiast akcjami przeciw ludności kolaborującej z komunistami za “I sowieta” i “II sowieta” czyli 1939-1941 i od 1943/44 r. Może autor tekstu nie wiedział czym zajmowała się ludności tych miejscowości podczas aresztowań i wywózek Polaków na wschód. Może warto sprawdzić czy nie funkcjonowała tam białoruska policja na niemieckich usługach. Współpraca z NKWD czy UB była masowa na tych terenach, odbywały się wiece i pisano błagalne prośby o wcielenie do ZSRS a akcje Burego miały uświadomić zdrajcom że ich działania (akcje represyjne NKWD i innych formacji na polskie wsie) spotkają się taką samą odpowiedzią. Oczywiście można zarzucić Buremu, że działał w myśl prawa Hammurabiego ale łatwiej jest pisać tekst w wygodnym fotelu popijając kawką niż siedzieć w lesie, odmrażać “cztery litery” i w każdym momencie stracić życie w obronie prześladowanej przez komunistów polskiej ludności.
    2. Cyt.: “krwawą działalnością Józefa Kurasia „Ognia” na Podhalu” – a może znów jakieś konkrety? Na czym autor oparł tą błyskotliwą myśl, czyżby zaczerpnął z polskojęzycznej prasy np. GW, a może wprost z raportów utrwalaczy władzy ludowej. “Ogień” jest dla mnie postacią kontrowersyjną ale nie za swoją działalność w tzw. II konspiracji tylko za okres od jesieni 1944 do kwietnia 1945 czyli jego współpraca w ramach BCh z oddziałem AL pod dowództwem… Izaaka Gutmana oraz kontaktów z sowietami (w tym NKWD) a następnie działalność w ramach MO i UB. Relacje więzionych na UB żołnierzy AK potwierdzają udział w przesłuchaniach Ognia. Ta sprawa musi być wyjaśniona przez historyków i musimy uzbroić się w cierpliwość. Rzekome mordy na niewinnych cywilach, Żydach czy nawet Słowakach to osobny temat, wszelka samowola była karana śmiercią. Czy autor tekstu wyobraża sobie sytuację kiedy podczas kontaktu bojowego z ubowcami robiono przerwę na sprawdzenie kto jest obrzezany a kto nie? Proponuję też zapoznanie się z polityka Słowaków wobec ludności polskiej na Polskim Spiszu czyli walki z polskością, współpracą Słowaków (np. Hlinkova Garda) z Gestapo.
    3. Cyt.: “W sferze kultury masowej pojęcie „żołnierze wyklęci” jest stosunkowo nowe, bo funkcjonuje od 2010 roku”. Można się w pewnym stopniu z tym zgodzić, że dopiero działalność śp. Lecha Kaczyńskiego “wprowadziła” bohaterów II konspiracji do kultury masowej. Tylko co rozumiemy pod pojęciem “kultura masowa”? Te postacie były znane w środowiskach patriotycznych, pojawiały się na kibicowskich oprawach, IPN przybliżał je w swojej działalności. Może dopiero po 2010 r. “środowisko lemingów” usłyszało o nich, bowiem sformułowanie “Żołnierze Wyklęci” funkcjonowało już od początku lat 90. użyte po raz pierwszy przez Leszka Żebrowskiego.
    4. Muszę zgodzić się z autorem w kwestii wykorzystywania przez polityków “Żołnierzy Wyklętych” z prawej i lewej strony sceny politycznej. W polskim parlamencie mamy synów zbrodniarzy z banderowskich band i synów oficerów Smiersza więc kiedy słyszę ich ataki to ogarnia mnie pusty śmiech. Zniesmacza mnie kiedy widzę młodych ludzi w koszulkach czy bluzach patriotycznych, którzy swoim zachowaniem uwłaczają bohaterom których wizerunki noszą. Może to tylko moda, może w szkole nikt ich nie nauczył kim byli i co ważniejsze o jaką Polskę walczyli, pewnie świetnie znają historię wojen grecko-perskich czy historię UE. Musimy wszyscy zrozumieć, że “Żołnierze Wyklęci” to byli normalni młodzi ludzie, chcieli spokojnie żyć, mieć rodziny, uczyć się czy pracować jednak nie było im to dane. Mając wybór – kilka chwil wolności a potem męczarnie na UB bądź podróż na wschód, woleli zostać w lesie i walczyć, wiedząc że nie ma najmniejszych szans na zwycięstwo. Przecież to takie POLSKIE. Byli tacy sami jak my, ze swoimi wadami i zaletami, zachowywali się wspaniale ale potrafili też postępować wbrew słowom – “Zło, dobrem zwyciężaj”. Niestety takie były okoliczności, kilka lat okupacji sowieckiej, niemieckiej kolaboracji innych narodowości miały na to wpływ i nie nam dzisiaj to oceniać czy pisać że prowadzili krwawą działalność, siedząc w wygodnym fotelu z kawą w ręku.
    Jeśli chcemy być kolejną sztafetą pokoleń to żyjmy, uczmy się i pracujmy tak jak chcieliby Wyklęci gdyby mieli na to wówczas szansę.

Comments are closed.