Motorniczy uratował cierpiącego kota. Pojawiły się zarzuty, że wezwani na miejsce policjanci porzucili zwierzę. Funkcjonariusze nie zgadzają sie z nimi.
Tekst o nocnym zdarzeniu opublikowaliśmy TUTAJ. Na blisko pół godziny wstrzymano ruch tramwajowy na ul. Warszawskiej w Pabianicach. Na torowisku (w pobliżu posesji nr 51) leżał czarny kot, którego prawdopodobnie potrąciło auto. Zwierzak nie mógł chodzić. Motorniczy linii 41 zatrzymał tramwaj i wezwał policję. Następnie przeniósł kota na pobliski trawnik. Gdy służby dotarły na miejsce, motorniczy pojechał w dalszą trasę.
Motormiczy odpisał internautom: “Dziękuję za miłe słowa, ale nie uważam się za bohatera, spełniłem tylko swój obowiązek w przeciwieństwie do policjantów. Kot nie był w stanie sam chodzić. Po ustaniu na łapach parę sekund znowu opadał, a z ust leciała mu mieszanka śliny z krwią. Najprawdopodobniej kot zaraz po moim odjeździe został porzucony przez policjantów pomimo zapewnień, że trafi w odpowiednie ręce”.
Miłośnicy kotów w komemntarzach zareagowali bardzo ostro, a facebookowy zespół Kotyfikacji pinformował, że wysłał na komendę pytania i otrzymał odpowiedź. Aktywiści zaczęli drążąć, co stało się z kotem i jakie konsekwencje zostaną wyciągniete wobec mundrowych winnych zaniedbania.
Policja potwierdziła zgłoszenie o kocie: “Partol wspólnie z motorniczym przenieśli kota na kartonach w bezpiecznie miejsce, po czym tramwaj odjechał. Zwierzę po pewnym czasie doszło do siebie (prawdopodobnie było oszołomione), stanęło na łapkach i oddaliło się w nieznanym kierunku. Gdyby sie tak nie stało, policjanci z pewnością przekazaliby kota pod właściwą opieke specjalstów”.
To widzieki, że wstał i poszedł a nie wiedzą w jakim kierunku….. Głupie tłumaczenie. Pusty śmiech ogarnia.
Kot był ranny, ale cudownie ozdrowiał! Oczywiście ci policjanci wyrzucili zwierzaka, zamiast wezwać pabianickie pogotowie weterynaryjne z PODAJ ŁAPĘ.
Chcemy nazwisk tych policjantów.
Pewnie służba się kończyła i nie mieli czasu na pierdoły.