Winowajca został ukarany tylko karą nagany za wydawanie poleceń niekontrolowania pojazdów zaprzyjaźnionego z nim przedsiębiorcy i pilotowanie transportów.
O „serdecznej przyjaźni” pomiędzy jednym z zastępców komendanta KPP w Pabianicach a biznesmenem z gminy Lutomiersk w październiku napisała „Gazeta Wyborcza” (CZYTAJ TUTAJ). Do redakcji zgłosiła się grupa pabianickich policjantów, by opowiedzieć o nadużyciach.
Funkcjonariusze mieli być instruowani, by nie kontrolować pojazdów firmy należącej do tego przedsiębiorcy. Mało tego – pod koniec lipca br. „jeden z funkcjonariuszy w dniu wolnym od pracy pojawił się w budynku komendy, z policyjnego parkingu zabrał radiowóz i poza rejonem podległym KPP w Pabianicach konwojował nim transport firmy z gminy Lutomiersk (…)” – czytamy w tekście. To przelało czarę goryczy i zerwało zmowę milczenia. O sprawie funkcjonariusze powiadomili Komendę Główną Policji, Biuro Spraw Wewnętrznych Policji oraz nadinsp. Andrzeja Łapińskiego, komendanta wojewódzkiego policji w Łodzi, który polecił wszczęcie czynności wyjaśniających.
W dalszym ciągu historii (6 listopada) “GW” napisała: “Zastępca komendanta powiatowego w Pabianicach dostał naganę w związku z pilotowaniem transportu prywatnej firmy. Policjanci uważają, że to zbyt niska kara. Chcą usunięcia szefa ze stanowiska”.
Jak oznajmiło biuro prasowe KWP, wszczęto dwa postępowania dyscyplinarne. Uznano przewinienia dyscyplinarne dwóch funkcjonariuszy. Wiąże się to z konsekwencjami finansowymi (np. utrata nagrody rocznej). W stosunku do jednego z funkcjonariuszy odstąpiono od wymierzenia kary dyscyplinarnej. Natomiast w stosunku do zastępcy komendanta wymierzono karę dyscyplinarną nagany. Na wymiar tej kary miał wpłynąć m.in. dotychczasowy przebieg służby funkcjonariusza.
Z takim werdyktem nie zgadzają się pabianiccy policjanci. Ich zdaniem kara dla przełożonego jest zbyt niska. Powinien on bowiem świecić osobistym przykładem, uczyć poszanowania dla prawa, a nie demoralizować podwładnych.