FAKTY

Czy jesteśmy skazani na nieustanne podwyżki? [WYWIAD]

Polityka proklimatyczna powoduje spiralę podwyżek, czyli ochrona planety odbija się na portfelu szeregowego Kowalskiego. A może to nasza miejska ciepłownia  nie może stanąć na wysokości zadania? Wcale nie o tak oczywistych sprawach rozmawiamy z prezesem Zakładu Energetyki Cieplnej Krzysztofem Mondzielewskim.

Magdalena HodakZEC znów podnosi cenę ciepła – napisaliśmy kilka dni temu. Powód? Radykalny wzrost cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla, co ma zmotywować do rezygnacji z węgla. Przewiduje Pan, że wspomniane uprawnienia jeszcze zdrożeją, a czytelnicy pytają, czy ZEC chce coś z tym zrobić. Proponują zainwestowanie w nowoczesne rozwiązania zamiast w kółko przerzucać rosnące obciążenia na nich. Da się?

Krzysztof Mondzielewski: – Gotowej, możliwej do realizacji recepty na razie nie ma. Od wielu lat trwa nie tylko krajowa, ale i europejska dyskusja, w którym kierunku ma zmierzać ciepłownictwo systemowe. Padają różne, bardziej lub mniej na dzień dzisiejszy, realne propozycje. Oprócz już istniejących i sprawdzonych instalacji opartych np. na wytwarzaniu ciepła z gazu, biomasy, zaczęto rozważać wykorzystanie wodoru w tym celu.

W moim odczuciu produkcja ciepła z wykorzystaniem instalacji fotowoltaiczno – solarnych lub innych OZE, powinna być rozważana tylko jako działanie wspomagające, a nie podstawowe. Uwarunkowania klimatyczne, w jakich znajduje się nasz kraj, nigdy nie pozwolą na prowadzenie wiążących rozważań, iż to właśnie dzięki OZE będziemy w stanie zabezpieczyć większą ilość ciepła. W przewidywalnym okresie czasu, mimo dalekosiężnych rządowych planów o zeroemisyjnej gospodarce w 2050 roku, nadal będziemy jeszcze przez długie lata produkować ciepło przy wykorzystaniu węgla. Ze względów finansowych nie będzie większości przedsiębiorstw ciepłowniczych stać na szybką transformację energetyczną. Muszą pojawić się realne instrumenty wsparcia finansowego, opartego w większym stopniu na dotacjach, a nie pożyczkach. W chwili obecnej jest to dokładnie odwrotnie. Pożyczki kiedyś trzeba spłacić, poza tym muszą być odpowiednio zabezpieczone, aby móc je dostać. A nie każde przedsiębiorstwo ma wystarczające możliwości, aby temu podołać, nie obarczając tym kłopotem odbiorcy, dla którego świadczy usługę. Odrębną kwestią pozostaje, to czy sytuacja finansowa odbiorców ciepła systemowego pozwoli również na pokrywanie dosyć wysokich kosztów ciepła. Ekologia kosztuje, również na etapie eksploatacji.

Z jednej strony będziemy, jak Pan przewiduje, długo jeszcze długo korzystać z węgla, z drugiej (w kontekście dążenia do zero emisyjności) na gaz już też chyba stawiać nie ma co…

– Tak. Od jakiegoś czasu produkcję ciepła z wykorzystaniem gazu zaczyna się postrzegać już jako rozwiązanie przejściowe, z okresem stosowania przez najbliższe 10 – 15 lat. Tak więc wdrażanie technologii opartej na gazie może być krótkotrwałe. Inwestycja nie zdąży się spłacić, a już trzeba będzie myśleć o nowej, równie kosztownej, której konsekwencje realizacji będą też musieli ponieść nasi odbiorcy. Tak więc w chwili obecnej znajdujemy się w delikatnym rozkroku. Z jednej strony istniejące instalacje należy dostosowywać do non stop zaostrzanych przepisów, z drugiej pewne technologie traktowane są jako tymczasowe bez dłuższej perspektywy, a z trzeciej nie istnieje jeszcze sprawdzona i przetestowana na skalę masową technologia, dzięki której moglibyśmy spokojnie patrzeć w przyszłość. Gwarantując jednocześnie dobrą jakość świadczonych usług na akceptowalnym przez odbiorców poziomie finansowym. Ten problem dotyczy również produkcji energii elektrycznej. O tym mówi się znacznie mniej. Spółka analizowała i nadal analizuje wiele wariantów rozwoju. W tym celu między innymi nawiązaliśmy w ubiegłym roku współpracę z Politechniką Łódzką. Wierzymy, iż dzięki uzyskanemu naukowemu wsparciu uda się w sposób przemyślany i wiarygodny doprowadzić do oczekiwanych i pożądanych zmian.

W pierwszej kolejności skupimy się na obniżeniu kosztów stałych związanych z zakupem energii elektrycznej na własne potrzeby. Myślimy tu o instalacji fotowoltaicznej. Ale nie takiej typowej – bo to nie stanowi problemu w dzisiejszych czasach. Zastanawiamy się na połączeniem instalacji fotowoltaicznej z solarną. Dzięki energii elektrycznej uzyskiwanej ze słońca moglibyśmy nie tylko mniej jej zużywać korzystając z usług elektrowni, ale także wykorzystywać ją np. do podgrzewania wody powracającej z miasta. I tym samym zużywając mniej węgla na jej podgrzew w istniejących kotłach. Współpraca z PŁ ma wielopłaszczyznowy wymiar. Poczynając od opracowania i mam nadzieję wdrożenia wizji rozwoju, a kończąc na współuczestniczeniu w kształceniu być może przyszłych pracowników naszej spółki. Myślę tu nie tylko o umożliwieniu odbywania praktyk, ale przede wszystkim o udostępnieniu obiektów na potrzeby prowadzenia badań, w których uczelnia ma bardzo duże doświadczenie i sukcesy.

Niektórzy forsują tezę, że cudownym rozwiązaniem jest geotermia. Stąpają po ziemi czy raczej roztaczają utopijne wizje?

-Należy w trakcie prowadzonych rozważań pozostawić wszechogarniający wielu entuzjazm, iż dzięki tej technologii produkcji ciepła będziemy w stanie zastąpić to, z czym mamy obecnie do czynienia. Na etapie prowadzonych kilka lat temu rozważań, doszliśmy do wniosku iż ten kierunek – skąd inąd co do zasady słuszny – jest bardzo ryzykowny. Inwestowanie – nawet podarowanych – ogromnych pieniędzy niesie za sobą ogromne ryzyko niepewności powodzenia. Nie mówiąc już o tym, że gdyby nastąpiło potwierdzenie teoretycznych założeń, to i tak ilość uzyskanego w ten sposób ciepła nie będzie w stanie zaspokoić potrzeb na cele ciepłej wody. Wymagane byłoby wsparcie innego rodzaju źródłami produkcji. Należałoby tu wspomnieć również o parametrach ciepłej wody, jaka byłaby wydobywana z ziemi. I te merytoryczne argumenty (inne mnie nie interesują) zdecydowały o takiej decyzji spółki. Przykład Sieradza, gdzie takie działania zostały wdrożone, pokazuje,  iż teoria niekoniecznie pokrywa się z rzeczywistością. Temperatura wody termalnej kształtuje się tam na poziomie pięćdziesięciu kilku stopni. Zachodzi więc potrzeba jej dalszego podgrzewu i to z wykorzystaniem węgla albo prądu. Dla zobrazowania tej kwestii powiem, iż w okresie zimowym temperatura wody powrotnej z miasta, a więc tej która już powraca po wykorzystaniu przez odbiorców wynosi około 60 stopni. A temperatura wody w kranie zgodnie z przepisami, jaką dostawca musi gwarantować odbiorcy końcowemu, to 55 stopni. A przecież pomiędzy źródłem, a odbiorcą końcowym woda płynie rurami niejednokrotnie o długości kilku lub kilkunastu kilometrów. A straty ciepła, nawet przy najdoskonalszej izolacji, zawsze wystąpią. Osobną sprawą pozostaje cena ciepła wyprodukowanego przy wykorzystaniu geotermii. Niekoniecznie byłaby taka niska jak to było mówione. Przed laty, na etapie rozważań o możliwości rozpoczęcia inwestycji geotermalnej, osoby, które to promowały, nie były w stanie określić choćby szacunkowej ceny. Wchodząc w ten interes, spółka byłaby zobowiązana do zakupu ciepła, nie ważne na jakim poziomie cenowym.

A może ciepła ze spalania odpadów wystarczyłoby do ogrzania miasta? Warto postawić na spalarnię?

-Wytwarzanie ciepła przy wykorzystaniu spalarni odpadów (adekwatniejszym sformułowaniem byłby jednakże zakład zgazyfikowania odpadów) jest oczywiście możliwe. Nie mniej należy pamiętać, iż ze względów ekonomicznych wielkość takiej spalarni musiała być taka, iż ilość spalanych śmieci musiałaby wynosić min. około 300 000 ton rocznie. Samo miasto Pabianice takich odpadów rocznie produkuje około 5% wymaganej ilości. Do tego dochodzą względy społecznej akceptacji zarówno samej lokalizacji inwestycji, jak i zapewnienia odpowiedniej infrastruktury transportowej. Ważnym głosem w dyskusji byłaby również energetyczność tego paliwa, uzależniona od składu odpadów. Poza tym tego rodzaju instalacje zazwyczaj umiejscawia się poza terenami miejskimi, wtedy dochodziłaby kwestia przesyłu nośnika do naszej ciepłowni, co też generowałoby koszty.

Za ponad 40 milionów zł powstaje instalacja oczyszczania spalin, niektórzy uważają, że to wyrzucanie pieniędzy w błoto, bo można by tę kwotę zainwestować w coś bardziej przyszłościowego...

-Bez obecnie realizowanej inwestycji, ciepłownia miejska przy ulicy Konstantynowskiej nie mogłaby funkcjonować po 1 stycznia 2023 roku. Spółce groziłyby ogromne kary, liczone w setki tysięcy złotych rocznie i w konsekwencji zamknięcie instalacji oraz upadłość spółki, pozostawiając miasto bez ogrzewania. Zgodnie z przyjętą przez Parlament Europejski dyrektywą IED, tzw. „przemysłową” instalacje ciepłownicze o łącznej mocy ponad 50 MW, zobowiązane zostały do znaczącego ograniczenia ilości emitowanych zanieczyszczeń pyłowych i gazowych. Tak więc nie mieliśmy innego wyjścia. Niestety, spółki nie było stać, aby w krótkim okresie czasu (3-4 lata – do momentu wejścia w życie nowych obostrzeń) zastąpić co najmniej w znaczący sposób, a może i w całości dotychczasową technologię wytwarzania ciepła opartą na węglu kamiennym na inną, która by nie podlegała takim obostrzeniom, jakie wynikają z przywołanej dyrektywy IED. Mówię tu o technologii OZE (fotowoltaika połączona ze współspalaniem biomasy z ewentualnym dodatkiem geotermii, jeżeli zaistniałyby ku temu uwarunkowania oczywiście) połączonej z kogeneracją opartą na gazie ziemnym. Należy tu oczywiście mieć na uwadze fakt, iż wielkość zastosowanego mixu energetycznego – dywersyfikacja paliw – musiałaby być w stanie podołać obecnemu zapotrzebowaniu na ciepło, jak i stwarzać możliwości do dalszego rozwoju miejskiego systemu ciepłowniczego.

Wspomniał Pan, że polski rząd przekazuje przedsiębiorstwom za darmo część uprawnień podarowanych przez Komisję Europejską. Jak wygląda ten podział? Czy wszystko od KE trafia za pośrednictwem państwa do firm energetycznych?

-Na poziomie europejskim każdy kraj członkowski według wcześniej ustalonego klucza otrzymuje pewien przydział darmowych uprawnień. Z roku na rok ilość tzw. darmowych uprawnień ulega zmniejszeniu, co ma stanowić instrument nacisku na kraje członkowskie, a docelowo na przedsiębiorstwa emitujące z tytułu prowadzonej działalności dwutlenek węgla (typu elektrownie, ciepłownie, cementownie, huty, linie lotnicze) w celu wymuszenia jak najszybszej transformacji energetycznej i docelowego osiągnięcia zeroemisyjnej gospodarki. Na poziomie krajowym rząd rozdziela tylko część przyznanych przez Komisję Europejską uprawnień, zachowując sobie ich znaczącą ilość. Polski rząd w ostatnim czasie aktywnie wykorzystuje ten stan i sukcesywnie wyprzedaje na giełdzie zatrzymane uprawnienia. Tym samym przy tak wysokim ich poziomie cenowym przynosi to rządowi znaczące przychody, liczone w setkach milionów złotych.

Przydział uprawnień poszczególnym przedsiębiorstwom następuje zgodnie z ustalonym przez jednostkę rządową algorytmem, na podstawie zebranych od przedsiębiorców danych. Niemniej na przestrzeni ostatnich lat nigdy ilość przyznawanych darmowych uprawnień nie przekroczyła 50% zgłaszanego zapotrzebowania. Państwa członkowskie dysponują swobodą w podziale na poziomie krajowym uprawnień poszczególnym przedsiębiorstwom.

W podobny, co nasz rząd, sposób postępują w większości również pozostałe kraje europejskie. W ostatnim czasie aktywnymi uczestnikami handlu uprawnieniami do emisji są np. Niemcy oraz Wielka Brytania (zastąpienie europejskich uprawnień, uprawnieniami brytyjskimi jako konsekwencja Brexitu).

Te 50 tys. ton dwutlenku węgla trafia do atmosfery z kotłowni ZEC, ale no to nie cały CO2.  Drugie tyle pochodzi z  budynków z tzw. kopciuchami. Na dodatek poza dyskusją jest, że to niska emisja najbardziej szkodzi. Będziecie starać się zbłądzić pod kopcące strzechy z miejskim ciepłem? Czy może mają tu wystarczyć programy wymiany pieców?

Przede wszystkim zaznaczenia wymaga tu fakt iż, taką ilość zanieczyszczeń emitujemy przy stosowaniu bardzo specjalistycznych instalacji oczyszczania spalin. Zestawianie wprost naszego typu instalacji z właściwie ich brakiem przy tzw. kopciuchach, mógłby wywołać wrażenie iż spółka jest ogromnym trucicielem. A to nie prawda. Należałoby – chociażby teoretycznie – zsumować ilość emitowanego dwutlenku węgla z każdego indywidualnego gospodarstwa i porównać to ze wskazaną w pytaniu wielkością. Wtedy okazałoby się iż to co wydaje się duże jest nieporównywalne z wielkością pochodzącą z tzw. niskiej emisji. Statystycznie tylko około 40% domostw jest podłączonych do miejskiego systemu ciepłowniczego. Reszta korzysta z indywidualnych źródeł. Nie mniej Polska należy do wiodących w Europie krajów, gdzie systemy scentralizowane mają taką pozycję – bo taki przyjęto kiedyś kierunek rozwoju. Spółka jest zainteresowana dalszą rozbudową miejskiego systemu ciepłowniczego. Od wielu lat podłączamy kolejne budynki. Negatywne efekty niskiej emisji najbardziej są widoczne w tych rejonach, gdzie występuje zwarta zabudowa jedno i wielorodzinna, czyli w centrum miasta. I to właśnie nieruchomości z tych rejonów powinny być w pierwszej kolejności podłączane. Wymaga to zgodnej współpracy zarówno odbiorcy ciepła jak i naszej spółki. Scentralizowane ogrzewanie w budynkach wielolokalowych wymaga budowy wspólnej instalacji w budynku, a więc i zaangażowania po stronie odbiorcy większych środków finansowych. Niejednokrotnie wymaga to wsparcia środkami zewnętrznymi w ramach programów pomocowych, czy to miejskich czy to innych. Wszyscy powinniśmy być zainteresowani jak najszybszym likwidacją niskiej emisji, ale jest to możliwe tylko dzięki podłączeniu do ciepła systemowego. Zamiana pieców węglowych, tzw. kopciuchów na nowsze lub gazowe tylko ograniczy niską emisję, ale jej nie zlikwiduje. Tak więc wiele jeszcze pozostaje do zrobienia w tym zakresie.

 

 

 

Tagi: ,