Kilkanaście stopni mrozu w mieszkaniu, fekalia w wiadrze, brak prądu i bieżącej wody – tak żyje Teresa Trybuła.
Teresa pochodzi z Warszawy. Do Pabianic przyjechała jako młoda kobieta. Za facetem: – Wcześniej pracowałam w sklepie mięsnym przy ul. Żelaznej. Jak miałam około trzydziestki, w ośrodku w Dalkowie poznałam Andrzeja. On był z Pabianic, z ul. Skłodowskiej – wspomina.
Przyjechali tutaj i zamieszkali… pod balkonem. Nie mieli własnego kąta, tułali się – na dziko koczowali w domkach letniskowych, pustostanach. Żyli głównie ze zbieractwa: chodzili na skup sprzedać makulaturę, puszki, miedź.
– Potem zamieszkaliśmy w namiocie, w okolicach ul. Myśliwskiej – mówi Teresa.
Znani w Pabianicach
O ich losach pisały lokalne media. Dopiero kilka lat temu, za prezydenta Zbigniewa Dychty, bezdomni dostali dach nad głową – mieszkanie w kamienicy przy Traugutta 16, tuż za dyskontem. „Mieszkanie” to zbyt wiele powiedziane – to pokój o powierzchni 22 m².
Choć nie mieli własnej toalety, łazienki (pomieszczenia wspólne w korytarzu) i prądu, dla nich i tak był to przeskok cywilizacyjny – przynajmniej był piec i chroniły ich mury. Zimnych nocy nie spędzali już pod chmurką.
Na Traugutta znieśli cały swój dobytek z namiotu. Mieli zacząć żyć od nowa, ale wkrótce umarł Andrzej. – Nie mam żadnej rodziny, nikogo bliskiego. Wszyscy poumierali. W Warszawie nie byłam jakieś 40 lat, ale do kogo mam tam jechać?
Imprezownia
Teresa od jakiegoś czasu ledwo chodzi – puchną jej nogi, w dodatku niedawno zaliczyła wywrotkę. Nie może wcisnąć stóp w żadne buty, więc trzyma je na grubej tekturze, na podłodze.
– Powiedz, Terenia, poślizgnęłaś się na śniegu czy miałaś chwiejny krok w korytarzu? – z przekąsem zagaja sąsiad z kamienicy po drugiej stronie, który przyniósł jej dwie bułki. Teresa każe mu spie…ać, ale nie zwrócił na to uwagi: – Przyznaj lepiej, przez ile dni masz zasiłek? Bo jak tylko wiadomo, że masz pieniądze, to tu pod drzwiami już kolejka!
Na piętrze kamienicy walają się zgniecione puszki po piwie, a obok mieszkania Teresy leży przewrócona i wybebeszona lodówka. Zza jednych drzwi słychać bełkotliwą wiązankę bluźnierstw. Jest dopiero 10 rano. Ale nie wszyscy lokatorzy są z marginesu:
– Mieszkania na parterze to zupełnie inny świat. Ładnie sobie tam ludzie urządzili, a latem to nawet ławeczkę pod okno wystawiają. No, po prostu inny świat! – opowiada warszawianka.
Fotel domyka drzwi
Ma zasiłek stały (to forma pomocy przysługująca osobom, które znajdują się w trudnej sytuacji życiowej i nie posiadają własnych środków utrzymania) – 604 złote na miesiąc. W tygodniu przychodzi do Teresy opiekunka z MCPS. – Zawsze koło godziny 13. Przynosi zupę i 5-6 kromek chleba. I to ma być na cały dzień?! – pyta zdenerwowana.
Ostatnio zagrożono, że nie będzie wypłaty pieniędzy: – Opieka uznała, że przecież ma kupowaną spożywkę. Ale dlaczego rządzą się tymi pieniędzmi? Skoro np. jest potrzeba papieru toaletowego, to po co przynoszą mortadelę i pasztet? – pyta zaprzyjaźniony mieszkaniec.
Teresa ma paru znajomych (z sąsiednich kamienic), którzy czasem przyniosą coś do jedzenia, zagrzeją wodę na herbatę (czajnik pamięta jeszcze czasy namiotu). Ciężko jest napalić, brudny piec ledwo zipie i część dymu leci do mieszkania. Ostatni przegląd instalacji ROM robił tu w czerwcu ubiegłego roku.
Drzwi się nie domykają, jest szpara na ok. 5 centymetrów. – Kilka tygodni temu włamali mi się tu. Siekierą porąbali klamkę! Pijane towarzystwo, pewnie od tego tutaj – przechyla głowę w stronę ściany. Kiedy ktoś od niej wychodzi, od zewnątrz podstawia pod drzwi stary fotel, który dociska je do futryny.
Śpi na siedząco
W lokum nie ma prądu (licznik był na zmarłego męża). Nocami jest tu prawie tak zimno, jak na zewnątrz. Teresa przeważnie śpi na siedząco – opatulona w kożuch, kołdrę i koc. I ze stopami na tekturze.
Potrzeby fizjologiczne załatwia do wiadra. Lokum przypomina wysypisko śmieci, ale popiół z papierosa strząsany jest do popielniczki.
– Chętnie bym to mieszkanie zamieniła z powrotem na namiot, tam mi się dobrze żyło. Mąż od spodu ocieplił styropianem, była też wydzielona kuchnia. Ale to już tylko wspomnienia – mówi wdowa.
Ma obiecane miejsce w DPS w Ozorkowie. Nie wie, czy chce tam iść. Choć w końcu to całodobowa opieka pielęgniarska i lekarska, trzy posiłki, toaleta, czysta pościel. Jest pierwsza w kolejce, trzeba wyczekać, aż się „zwolni”. Znajomy Teresy powtarza, że DPS to złe rozwiązanie. – Wystarczyłoby, aby ROM ogarnął mieszkanie. To jakieś kilka dni roboty – uważa.
Kobieta jest na skraju wytrzymałości. – Powiedziałam opiekunce, że chcę umrzeć. Mam stare proszki i tabletki w szafce, wszystkie je połknę. No, bo jak tak żyć?
***
[AKTUALIZACJA]: Po naszym tekście w mieszkaniu przy Traugutta odbyła się komisyjna wizyta MCPS i administracji ROM. Teresę udało się przekonać, by przeniosła się do Domu Pomocy Społecznej przy ul. Wiejskiej (wcześniej odmawiała w ostatniej chwili). W tym czasie pracownicy posprzątają lokal – wyrzucą pogniłe rzeczy, zniszczone meble, kilogramy śmieci.
– To na razie roczny pobyt. Teresa w każdej chwili może zrezygnować, ale odwiedziłam ją w DPS i jest zadowolona. Wzięła już nawet udział w muzykoterapii – mówi opiekunka.
straszne :((
Ta pani żyje tak na własne życzenie,autor tekstu zapomniał wspomnieć ze to nalogowa alkoholiczka a jej mieszkanie jest osiedlową meliną. To co ta pani dostanie od ludzi o dobrych sercach sprzedaje pozniej sasiadom za kilka groszy zeby było za co pić, znam ją dobrze, mieszkam w poblizu i widzę co się tam wyprawia.
Zgadzam sie w stu procentach!!!
Mieć pracę w W-wie i przyjechać do P-c aby spać pod balkonem i żyć ze zbieractwa? F*CK LOGIC?!?