Informacja głosi, że nekropolia jest czynna do godz. 20.00, ale zamykają ją wcześniej. I to w brutalny sposób!
Tej wyprawy na cmentarz pan Jerzy z żoną długo nie zapomną. Wczoraj wybrali się, aby uporządkować rodzinny grób, znajdujący się na cmentarzu katolickim w Pabianicach. Ich bliscy spoczywają jakieś 20 metrów od bramy (pierwszej od strony skrzyżowania). Pabianiczanie byli pewni, że mają czas, ponieważ, jak głosi napis na tabliczce przy wejściu, nekropolię zamykają o godz. 20.00.
Nagle, ok. 18.15, pod bramą pojawił się samochód, wysiadł z niego mężczyzna, który jest najprawdopodobniej ochroniarzem nekropoli. Krzyknął: “zamykam cmentarz”. Żona pana Jerzego odkrzyknęła: “Zaraz wracamy, już kończymy!”. Ochroniarz jednak zamknął bramę, choć widział krzątajacą się niedaleko parę.
– To była bardzo stresująca sytuacja. Do tej pory jesteśmy wstrząśnięci tym, jak zostaliśmy potraktowani. Człowiek nas widział, my jego też, był kontakt, a zamknął nam bramę przed nosem. Musieliśmy pokonać spory odcinek do przejścia na cmentarz ewangelicki i wydostać się przez jego bramę. A co by było, gdyby w takiej sytucji znalazła się para staruszków? Albo taki los spotkałby kogoś nie z Pabianic, kto nie zna innych przejść? Każdy może przecież odwiedzić nasz cmentarz – denerwuje się pan Jerzy.
Próbowaliśmy skontaktować się z kancelarią cmentarza, ale nikt nie odebrał telefonu.