FAKTY

Proces prezesa: Sąd badał dziś finanse “Włókniarza”

W pabianickim sądzie odbyła się druga rozprawa w procesie prezesa „Włókniarza”. Zeznawali rodzice i księgowa.

Proces Jarosława K. ruszył od nowa 22 czerwca br., po tym jak od wyroku odwołały się obie strony. Oskarżony jest radnym powiatowym z ramienia PiS i zasiada w zarządzie lokalnych struktur partii.

Po doniesieniu starostwa prokurator oskarżył go o popełnienie w ciągu trzech lat 15 wyłudzeń na 80 tys. zł i usiłowanie wyłudzenia 15 tys. zł z kas Starostwa Powiatowego i Urzędu Miejskiego. Wśród zarzutów znalazło się też m.in. „usiłowanie doprowadzenia i doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem poprzez przedłożenie podrobionych dokumentów”.

W marcu 2016 roku pabianicki sąd wydał wyrok skazujący, zobowiązując K. do zwrócenia powiatowi kwoty 12.190 zł, zaś miastu 76.000 zł, a także wymierzył karę grzywny 10 tys. zł. Z wyroku były niezadowolone obie strony.

22 czerwca w Sądzie Rejonowym w Pabianicach utrzymywał, że jest niewinny. Firma, z którą współpracował, wystawiała faktury np. na zakup nagród dla uczestników turnieju czy piłek na treningi, a prezes K. miał odbierać za nie pieniądze i wpłacać je do kasy klubu. Jak się później okazało, firma, z którą robił interesy, nie istniała. Zeznał jednak, że wszystkie rzeczy z faktur faktycznie były zakupione i rozdane – tyle, że wykładał na nie z własnej kieszeni.

PRZECZYTAJ RELACJĘ Z PIERWSZEJ ROZPRAWY
***

Dziś (na polecenie Sądu Okręgowego) dopytywano świadków. Zdążono przesłuchać dwóch ojców, których synowie trenowali we „Włókniarzu” w czasach prezesury Jarosława K. oraz księgową.

Pierwszy z mężczyzn mieszka w Łodzi, syna przeniósł do pabianickiej drużyny, bo jak twierdzi, tu były lepsze warunki – „jako dojeżdżający nie płaciliśmy za treningi, za darmo były stroje sportowe, a czasem nawet treningowe”. 46-latek, choć nie pełnił żadnej funkcji w klubie, był na prawie każdym treningu, meczu, turnieju. Udzielał się także przy ich organizacji:

– Zdarzało się, że to my zamawialiśmy puchary i nagrody, a fakturę wystawioną na klub przekazywaliśmy K. i to on regulował należności. Nie mam wiedzy, czy płacił ze swoich czy klubowych, ale często wykładał z portfela, by w ogóle odbył się mecz – opłata sędziego, boiska, woda itp. – mówił.

– Mógł iść do banku, podjąć gotówkę z konta klubu i przełożyć ją do kieszeni – zauważył sędzia Jacek Olszowiec.

– Nie wiem, czy tak było.

Świadek podkreślił, że wpisowe pobierane od drużyn nie wystarczało na organizację turnieju (poza Memoriałem im. Sebastiana Rzeźniczaka, wszystkie turnieje odbywały się na obiektach Chojeńskiego Klubu Sportowego).

– Wiedząc, ile mniej więcej prezes płacił za medale i puchary, mogliśmy zadecydować, czy oferta danego przedstawiciela/sklepu była korzystna czy nie, i wtedy podejmowaliśmy decyzję. Rachunki przekazywaliśmy K. – powtórzył. Nie rozstrzygnął jednak, w jaki sposób pozyskano nagrody na Memoriał.

Grali dzięki tucznikom

Drugi z ojców przez ok. sezon był kierownikiem drużyny, ale zeznał, że nie miał wiedzy na temat obiegu pieniędzy w klubie. Mówił, że wpisowe z turniejów często było odbierane od drużyn w trakcie rozgrywek przez rodziców, a ci przekazywali pieniądze K., który często dysponował je od razu na opłaty organizacyjne. Zaznaczył, że prezes był zaangażowany w działalność sportową i potwierdził zeznania pierwszego świadka:

– Dzięki niemu ten klub jakoś się trzymał, wielokrotnie dokładał do sędziów, łożył na różne sprawy.

– Ale skąd pan wie, że te pieniądze były prywatne, a nie wypłacone z rachunku „Włókniarza”? – dopytywał sędzia.

Mam poczucie, że tak było – znam realia klubów w województwie i poziom ich finansowania. Bez zaangażowania społecznego nie mogłyby działać.

K. został spytany o ówczesną, prywatną kondycję finansową: – Wcześniej miałem masarnię, a po wejściu nowych przepisów UE zostałem tylko przy ubojni. Przerabialiśmy ok. 1000 szt. tucznika. Miałem także 10 sklepów. W 2013 roku zakończyłem działalność w branży mięsnej i wszedłem z bratem w firmę transportową – relacjonował.

„Tylko prezes mógł korzystać z rachunku”

Kolejnym i ostatnim dziś świadkiem była księgowa. Zeznała, że do jej obowiązków należało jedynie księgowanie faktur i dokumentów. Nie miała dostępu do konta klubu a jedynie podgląd na wyciągi bankowe: „Tylko prezes mógł korzystać z rachunku”.

– K. dostarczał mi faktury do zapłaty albo już czekały na biurku bądź przychodziły pocztą. Wtedy wypisywałam polecenie przelewu, na którym był tylko rachunek odbiorcy. A kiedy przynosił opłacone i mówił, że on je uregulował, to wtedy wystawiałam kwit KP – zaznaczając, że to pożyczka dla klubu. Bo było tak, że jak na koncie „Włókniarza” nie było pieniędzy, to K. regulował ze swoich.

– W aktach mam druki KP na 21 tys. zł, 13 tys. zł, 4 tys., 9… z takimi rachunkami przychodził prezes? – dociekał sąd.

Księgowa: – To były zbiorcze KP, z różnych sum. Druki były załączane do raportu kasowego.

Nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego nie robiono tego w formie darowizny, skoro było wiadomo, że klub i tak nie ma z czego oddać pożyczki. Nie umiała także jednoznacznie powiedzieć, czy dotacje ze starostwa i ratusza wpływały na konto (i które).

Księgową dopytywano również o umowy ze sponsorami. – Płacono to przelewem, a jak gotówką prezesowi K., to fizycznie nie widziałam tych pieniędzy. W klubie nie ma urządzenia sejfu czy kasy na klucz. Wystawiałam rachunki na podstawie umów – tłumaczyła.

***

Na kolejnej rozprawie (w listopadzie) zostaną dopytani ostatni dwaj świadkowie. W międzyczasie sąd zbada wyciągi z konta Jarosława K. i przeanalizuje dokumentację finansową „Włókniarza”. Na wniosek wymiaru sprawiedliwości PA-CO-Bank odtajnił wykaz transakcji na trzech rachunkach bankowych.

Justyna Małycha