Warto poświęcić wieczór, by obejrzeć w Teatrze im. Jaracza “Operę za trzy grosze”.
“Operę za trzy grosze” Bertolda Brechta z muzyką Kurta Weilla od 12 kwietnia wystawiana jest na Dużej Scenie w łódzkim Teatrze im. Stefana Jaracza. Do czerwca przedstawienie wyreżyserowane przez Wojciecha Kościelniaka zobaczmy jeszcze trzykrotnie: 7, 8 i 9 maja. Z biletami już może być problem, ale warto dopytać w kasie czy też zarezerwować miejsca już na przyszły sezon teatralny.
Zdecydowanie warto poświęcić wieczór, by znaleźć się w zbijającej kokosy firmie “Przyjaciel Żebraka” Jonatana Peachuma. Jesteśmy w dosadnie pokazanej rzeźni, w której przerabia się ludzkie mięso. Widzimy “produkty” wiszące czy leżące w czarnych workach. W takim świecie każdy odruch współczucia jest godny pogardy, ale zarobić na nim warto. Człowieka przecież trzeba wykorzystać do końca (rada: na przerwach lepiej nic nie jedzcie, bo na koniec “dostaniecie” steki z ludzkiego mięsa).
Peachum (w tej roli doskonale spisuje się Michał Staszczak) tłumaczy na scenie podczas rekrutacji, pokazując odzież roboczą: “Oto pięć podstawowych typów ludzkiej niedoli, które mają moc poruszania serca człowieka, by doprowadzić go do nienaturalnego stanu, w którym skłonny jest sięgnąć do kieszeni. Kreacja A: ofiara komunikacji zbiorowej. Dziarski kuternoga, zwykle wesoły, zawsze beztroski, dla kontrastu uzupełniony odkrytym kikutem… Kreacja B: ofiara sztuki wojennej. Osobnik trzęsący się i nachalny wobec przechodniów, wywołuje odrazę, kokietując jednocześnie wbitym w pierś krzyżem walecznych. Kreacja C: ofiara industrializacji. Wzbudzający żałość ślepiec, sam szczyt żebraczych umiejętności. Patrzcie! Ulitował się! Z takimi nerwami nigdy nie będziesz żebrakiem. Nadajesz się najwyżej na byle przechodnia”.
Mackie Majcher (Marek Nędza) zostaje zdradzony przez prostytutkę Jenny (porywająco zagrana przez Agnieszkę Skrzypczak), skazany na śmierć, a w ostatniej chwili ułaskawiony przez królową, która ofiarowuje mu nawet zamek i dostatnie życie do końca dni.
Ten rzezimieszek, posądzany o gwałty i morderstwa, jawi się niemalże jako wzór cnoty. Przemawia: „Panie i Panowie! Oto widzicie przed sobą przedstawiciela ginącego gatunku. Albowiem nas, drobnych mieszczańskich rzemieślników, pożerają wielcy przedsiębiorcy popierani przez banki. Czymże jest wytrych wobec pakietu kontrolnego spółki akcyjnej? Czymże jest skok na bank wobec założenia banku? Czymże jest usunięcie człowieka wobec kupienia człowieka? Nieszczęśliwy zbieg wypadków powalił mnie na ziemię. Trudno. Leżę”.
“Opera”, faktycznie musical, utrzymana jest w konwencji “Sin City” Rodrigueza. Stąd komiksowa scenografia niemalże od stóp do głów, od projekcji (Anna Kościelniak) ukazujących się w tle, po kostiumy i charakteryzację. Monochromatyczne postaci z barwnymi fryzurami – jak w komiksie czy na starych ślubnych fotografiach (scenografia i kostiumy: Anna Chadaj). Trudno nie zapamiętać songów. Nam najbardziej utkwił w pamięci ten wykonany przez Polly (Alicja Kalinowska), a opowiadający o Jenny z refrenem: “Wtedy okręt o siedmiu żaglach i czterdziestu armatach wyłoni się z mgły”… Równie ekscytująca jest “Pieśń Salomona”, która przenosi nas w czasy biblijnego proroka i króla Izraela. Starożytność to z kolei inna opowieść o Ramzesie II.
Kto spodziewał się aluzji do współczesnej polityki, będzie zawiedziony. Akcja rozgrywa się (za oryginałem) w Londynie. Nie trzeba łopatologii, by znaleźć odniesienia do różnych epok. A jeśli teraźniejszość, to np. poprzez “wstawkę” o sprawdzeniu czegoś na Facebooku. Dźwięk zwraca uwagę z dwóch powodów: kiepskiej akustyki, fragmenty sztuki niesłyszalne lub docierają zniekształcone słowa: np. posłaniec turecki zamiast królewski. Siedzący w dalszych rzędach sali muszą wysilać słuch, a i to nie pomaga, co wprowadza dyskomfort. Atut to niewątpliwie pomysł na warkot silnika helikoptera (policja poszukuje Mackiego) czy brzęczące muchy przy scenach z mięsem (kierownictwo muzyczne: Michał Zarych).
Zakład masarski to swoista alegoria piekła, gdzie rozgrywają się dantejskie sceny. Tylko jak w “Boskiej Komedii” oprowadza po nim nie poeta Wergiliusz, a rzeźnik. Wizja świata pozagrobowego u Dantego jest krytyką świata doczesnego. U Brechta&Weilla wg Kościelniaka jesteśmy aż za bardzo na ziemi. Na koniec tryptyku (Kościelniak podzielił spektakl na trzy części, każda z finałem) nie sposób dostrzec Boga. Czy w pozagrobowym życiu gnębiciele zostaną skazani na męki, jakie gotują innym? Można mieć co do tego wątpliwości…