FAKTY HISTORIA

Niemcy wysiedlili ich z kilkunastu gospodarstw. Jest tablica upamiętniająca ten dramat

W kwietniowy poranek mieszkańców wsi obudziło walenie w drzwi. Stali za nimi żołnierze w niemieckich mundurach z długą bronią.

W ubiegłym roku zawiązał się Komitet d/s Upamiętnienia Wysiedlenia Mieszkańców Wsi Petrykozy w 1940 roku.

– Chcieliśmy, aby tragiczne wydarzenia z okresu okupacji hitlerowskiej nie odeszły w niepamięć, aby współcześni mieli świadomość, jak wielka tragedia dotknęła ich przodków – powiedział na wczorajszej uroczystości odsłonięcia tablicy stojący na czele komitetu Andrzej Klewin. Podkreślił, że pamięć o wysiedleniu przetrwała dzięki opowieściom rodziców i dziadków.

Dokładną datę wysiedlenia i nazwiska wysiedlonych gospodarzy ustalono na podstawie księgi podatkowej za lata 1940-1942 Gminy Górka Pabianicka. Właścicieli wysiedlonych gospodarstw uwięziono w obozie w Łodzi na ul. Łąkowej 27 w kwietniu 1940 roku. Akcja przeprowadzona była w całej Gminie Górka Pabianicka i była pierwszą taką na tym terenie. Jednak tylko w Petrykozach miała charakter masowy i dotknęła 15 gospodarstw.

Właścicieli pozostałych domostw w Petrykozach wysiedlono w październiku, grudniu 1940 roku, a nawet jeszcze w 1941 roku. Ludzie zostali nią całkowicie zaskoczeni, nie znali do tej pory takiej formy prześladowania ludności polskiej. Tata Andrzeja Klewina opowiedział mu, iż w dniu poprzedzającym wysiedlenie przygotowywali pole pod siew buraków. Wieczorem zaniepokoił ich przyjazd niemieckich przesiedleńców z Wołynia, z wozami z dobytkiem i rodzinami, którzy bez zgody właścicieli rozlokowali się w sadach i czekali na przybycie policji i wojska.

W kwietniowy poranek mieszkańców wsi obudziło walenie w drzwi. Stali za nimi żołnierze w niemieckich mundurach z długą bronią, a tłumacz informował: masz 30 minut na spakowanie się i opuszczenie z rodziną domu; zabrać możesz 20 kg, ubrania, żywność, możesz zabrać kosztowności i pieniądze. Te ostatnie i tak odbierano podczas rewizji w obozie.

Wstrząsające wspomnienia

Plac koło ośrodka zdrowia, na którym odsłonięto wczoraj tablicę, to miejsce symboliczne. Tutaj zebrano wszystkich wysiedlonych, następnie sformowano kolumnę, którą odprowadzono pod uzbrojoną eskortą na plac przed kościołem, skąd samochodami wysiedlonych odwieziono do Łodzi i umieszczono w obozie centrali przesiedleńczej.

Gdy ludzie opuścili swoje gospodarstwa, niemieccy przesiedleńcy z Bezarabii i Wołynia natychmiast obejmowali je w posiadanie. Wielu wysiedlonych wspomina płacz i wielką rozpacz, gdy opuszczali Petrykozy poganiani przez żandarmów. W obozie przejściowym panował głód, szerzyły się choroby.

Co przeżyli wysiedleni w obozie w Łodzi na ulicy Łąkowej? Wynika to ze wspomnień tam przetrzymywanych.

„Najpierw zawieźli do łaźni, by zmyć z nas wszelki bród, Już tak obmytych, odwszawionych zawieźli nas na ul. Łąkową i tam oczyścili do reszty. Zabrali wszystko, co kto posiadał. Tłuste Niemki upierścionymi palcami ograbiały z reszty dobytku. Żeby nikt nie próbował nic ukryć, pomagały sobie pejczami. Były bardzo złe i złośliwe. Zapamiętałam, jak stała kobieta nago, jak ją Bóg stworzył, była cała czerwona, one ją biły, bo ukryła dolary i złoto. Razem umieszczono nas w dużej hali fabrycznej, na betonowej podłodze podścieloną startą na sieczkę słomą. Ciężko było przetrwać. Brud, nędzne jedzenie, czarna lura z kromką czarnego chleba. Nieludzkie wycie tych, co potracili zmysły po przeżyciach, jakie były ich udziałem. Niektórzy bili głową w mur błędnie wykrzykując, inni modlili się do Boga. Jeszcze inni śpiewali lub w obłędzie pytali, kiedy ich majątki będą oddawać. Było bardzo ciężko, dni wolno się wlekły, traciło się poczucie czasu. Matki karmiące z powodu niedożywienia i zmartwień często traciły własny pokarm. Rozpacz matek była ogromna, gdyż nie miały czym karmić swych niemowląt i małych dzieci. W obozie rzadko tylko przydzielano mleko, a część tych przydziałów zabierała niemiecka obsługa”.

Pięć lat gehenny

Jak można było dowiedzieć się z okolicznościowego przemówienia Klewina, pobyt obozie trwał kilkanaście tygodni. Po tym czasie osoby młode wywożono na przymusowe roboty do Niemiec, a rodziny z dziećmi wywieziono w bydlęcych wagonach do Generalnej Guberni. Tam powierzono ich opiece administracji lokalnej. Polegała ona na dokwaterowaniu rodziny do gospodarza, który sam cierpiał niedostatek.

Dumni gospodarze, jakimi byli nasi dziadkowie, musieli żebrać o żywność dla dzieci, wynajmowali się do różnych prac, aby zdobyć jedzenie. Tułaczka i poniewierka trwała długie pięć lat.

– Wszystkie te nieszczęścia spotkały ich tylko dlatego, że byli Polakami – podkreśla Andrzej Klewin.

Z okazji odsłonięcia tablicy zaprezentowano także publikację przedstawiającą dzieje wsi Petrykozy. Nosi ona tytuł “Nasze Petrykozy wczoraj i dziś”. Za pierwszą książkową historią wsi stoją: Andrzej Klewin, Magdalena Klewin, Jadwiga Czupryn, Bolesława Piątkowska, Marek Gryska. Wydawcą jest Gmina Pabianice.