W dyskusji o jakości demokracji często zapominamy o jednym – zaczyna się ona od najniższego stopnia samorządu, a tam bywa, że jest jej najmniej. Jak wygląda sytuacja w Pabianicach?
Gdyby przeanalizować znaczenie słowa „demokracja”, to nie ma w nim nic o władzy większości. Nie ma także nic o wyborach, ani o rządach przedstawicieli. Demokracja to po prostu władza demosu, który w starożytnej Grecji oznaczał wspólnotę wolnych obywateli. W istocie rozumienia tego pojęcia ważne są dwa słowa – „wspólnota” i „obywatel”. Obywatelem był ten, który posiadał pełnię praw publicznych i chciał z nich korzystać, a wspólnota wymuszała branie przez obywateli współodpowiedzialności za stan miejsca, w którym mieszkali. Miejsce to było bowiem rzeczą wspólną, z której nie tylko korzystano, ale także ją tworzono i miało się wobec niej konkretne obowiązki.
Kto nie chciał angażować się w życie wspólnoty, nie chciał korzystać z praw przyrodzonych, nazywany był przez Greków „idiotes” – od słowa „idios”, czyli „prywatny, własny”. Owym „idiotes” był więc ktoś, kto bardziej niż wspólnotą interesował się swoim życiem prywatnym i do niego swoją aktywność ograniczał. Nie trzeba chyba udowadniać, że współczesne polskie słowo oznaczające człowieka nierozumnego w prostej linii pochodzi od tego starogreckiego, pejoratywnego określenia ludzi obywatelsko leniwych.
Problemy z demokracją
Współczesne demokracje są oczywiście mechanizmami znacznie bardziej skomplikowanymi niż greckie polis. Obejmują już nie mały skrawek terenu, gdzie większość obywateli mogła się znać, ale obszary znacznie większe. Siłą rzeczy w demokracji musiały się pojawić organy przedstawicielskie, które zastąpiły powszechne Zgromadzenia Ludowe, a chęć sprawnego zarządzania i skrócenia czasu podejmowania decyzji spowodowała, że „większość” stała się naczelnym kryterium demokracji (co zastępowało najpewniej pierwotną jednomyślność). Wszystko to z jednej strony sprawiało, że demokracje były ustrojami sprawnymi, choć niepozbawionymi wad. Z drugiej jednak coraz bardziej oddalały się od pierwotnego znaczenia, eliminując z życia publicznego wielu obywateli, którzy czuli się bezsilni wobec mechanizmów władzy.
Dzisiejsza demokracja – w tym polska jej odmiana – ma zatem nie tylko problem z jakością polityków, próbami wprowadzenia mniej lub bardziej autorytarnej władzy, ale przede wszystkim z aktywnością obywateli, przy czym mówiąc o aktywności nie należy jej rozumieć wyłącznie poprzez frekwencję wyborczą, ale także poprzez uczestnictwo w życiu publicznym i jego współtworzenie. Inaczej to jakiekolwiek działanie, które sprawia, że wspólnota staje się lepsza, a życie w niej doskonalsze. Cele te można realizować w dwojaki sposób – poprzez działalność polityczną lub pracę w tzw. III sektorze.
Czym jest III sektor?
III sektor spotykany jest także pod nazwą NGO (non-govermental organizations). To wszystkie organizacje pozarządowe, które mają charakter non-profit, czyli nie generują zysku. Celem ich istnienia jest zastępowanie państwa tam, gdzie działa ono niewystarczająco, nie ma możliwości skutecznego działania lub wręcz działać nie powinno. III sektor to po prostu forma organizacji obywatelskiej (stworzonej oddolnie) działającej na rzecz wspólnoty. Zaspokaja jej potrzeby, które z różnych względów nie są zaspokajane przez administrację.
W Polsce III sektor wiąże się najczęściej z organizacjami charytatywnymi. To jednak tylko część świata NGO. Są też wśród nich fundacje, stowarzyszenia oraz wszelkie ruchy zajmujące się edukacją publiczną, profilaktyką zdrowotną, ekologią, albo kontrolą działalności instytucji publicznych. Te ostatnie (nazywane „watchdogami”) są obywatelskim narzędziem kontroli. W dużej mierze jakość demokracji tkwi właśnie w ich skutecznym funkcjonowaniu. Niestety, w Polsce działanie watchdogów to ciągle peryferia III sektora. Częściej kojarzą się one z transferem pieniędzy na potrzeby społeczne.
Lokalni aktywiści
Według bazy NGO w Pabianicach działa 19 fundacji, 93 stowarzyszenia, 25 klubów sportowych, 16 uczniowskich klubów sportowych oraz kilkanaście innych, często nieformalnych organizacji takich jak duszpasterstwa, grupy modlitewne, grupy Caritas czy Ochotnicze Straże Pożarne. Na papierze wszystko wygląda więc imponująco, nieco inaczej jeśli zaczniemy przyglądać się strukturze tych organizacji.
Duża część z nich to po prostu lokalne struktury potężnych tworów (np. Caritas, Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, ZHP, PCK, Związek Sybiraków). Sporą reprezentację mają też organizacje przykościelne i szkolne. Niewiele fundacji z terenu Pabianic ma w swoich statutowych celach działanie na rzecz środowisk lokalnych (a nawet jeśli ma, to nie jest to ich naczelna działalność). Pabianice wyróżniają się też w obecności NGOsów poświęconych seniorom. W zasadzie nie ma organizacji typu watchodog, a jeśli nazwa czy statut mogłyby na taką działalność wskazywać, to rzadko kiedy jest ona realizowana. Zazwyczaj są to quasi-partie uaktywniające się w czasie wyborów samorządowych. Trudno też powiedzieć, że są one masowe – liczba aktywnych członków nie przekracza kilkudziesięciu osób.
Pabianicki III sektor ma więc strukturę typową dla państwa demokratyzującego się. Aktywność skumulowana jest wokół dawnych instytucji społecznych – ZHP, Caritas, PCK, albo przy wspólnotach religijnych. Znacznie mniej jest tych oddolnych, mających charakter rzeczywistej aktywności obywatelskiej.
To dopiero początek
Dobrym krokiem w kierunku aktywizacji było powołanie w Pabianicach (2014 rok) Lokalnego Ośrodka Partycypacji Społecznej, który miał być centrum wsparcia i pomocy dla organizacji pozarządowych oraz działać na rzecz integracji ich inicjatyw.
Kolejnym wymiarem aktywizacji był również „budżet obywatelski”. Nie uniknęliśmy błędów, jakie popełniły inne miasta. Naczelną wadą tej części partycypacji społecznej we władzy jest to, że często w konkursach „upycha” się projekty, które ze względów prawnych i tak należą do obowiązków miasta. „Budżet obywatelski” winien finansować rzeczy dodatkowe, wykraczające poza kompetencje władz miejskich. Powstaje np. pytanie, czy z puli BO powinniśmy remontować szkoły, wyposażać je w sprzęt edukacyjny?
Pozytywne było również powołanie Pabianickiej Rady Działalności Pożytku Publicznego, która ma być pośrednikiem pomiędzy władzami samorządowymi a organizacjami pozarządowymi.
Te wszystkie działania mogą pomóc, ale bez woli samych mieszkańców niewiele się zmieni w strukturze lokalnych NGOsów. Tymczasem jest to bardzo ważny element współczesnych demokracji. Działalność organizacji pozarządowych doprowadziła do uruchomienia w Łodzi programu renowacji kamienic. Dzięki NGOsom udało się uchwalić ustawę krajobrazową, która pozwala oczyszczać przestrzeń miejską ze szpetnych reklam. NGOsom zawdzięczamy także nowelizację prawa dotyczącego zbiórek publicznych, którego długo obowiązująca wersja powstała… w latach 30. ubiegłego wieku. Wygląd miasta i życie w nim naprawdę może być w naszych rękach, także między wyborami.