Miejsce błazna jest w cyrku, nigdy zaś na tronie, a świnia będzie świnią, choćby i w koronie.
– O, a co to? Nie wierzę własnym oczom! Pan prezydent na rowerze! – zakrzyknął Błazen na widok dziarsko pedałującego ulicami miasta prezydenta. – Czy mogę z panem zamienić dwa słowa?
– Ale naprawdę dwa, bo nie mam czasu.
– Czy to chwilowa moda, czy pan już tak zawsze będzie kręcił? Oczywiście mam na myśli tylko i wyłącznie jazdę na rowerze – zastrzegł się Błazen.
– Zobaczymy, czas pokaże – krótko odpowiedział prezydent. Sprawiał wrażenie, że chce jak najszybciej pozbyć się niewygodnego interlokutora.
– Chwała panu, że pan jest taki ekologiczny. Ale co z resztą podległych panu urzędników – też przesiądą się na proekologiczne pojazdy?
– Nie muszą. Każdy zrobi, jak będzie chciał, a ja tylko staram się dać dobry przykład. Jak zawsze zresztą – uśmiechnął się prezydent.
– A ja tak bardzo chciałbym zobaczyć, jak do pracy w Urzędzie Miejskim na hulajnodze podjeżdża pani wiceprezydent, a tuż za nią na rolkach mknie pan sekretarz miasta. Zaraz za nimi skarbniczka miasta pomyka na przykład na wrotkach. Ech, cóż to byłby za widok – rozmarzył się Błazen. – A co nowego słychać w Kuźniecowsku? – zahaczył z innej beczki.
– Niech pan znów nie zaczyna – obruszył się włodarz miasta.
– To niby ja zacząłem? Ja podpisywałem umowy z chwalcami banderowców? Nie chcę drążyć tematu, bo się zaraz zdenerwuję. A panu radzę jak najszybciej zmienić rower.
– Po co? Ten jest dobry.
– Ale może znajdzie pan inny.
– To znaczy jaki?
– Najlepszy będzie marki „Ukraina”…