KRUCHTA OPINIE

Dotykamy świętych [WYWIAD]

Ks. Krzysztof Rybicki – wikariusz parafii Trójcy Przenajświętszej w Pabianicach, wybitny kaznodzieja. Absolwent filozofii Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. W naszym mieście od 2005 roku. Jest związany z Pabianickimi Pieszymi Pielgrzymkami na Jasną Górę, w czasie których pełnił funkcję kierownika pielgrzymki i kierownika duchowego.
Sebastian Adamkiewicz: Na temat magii świąt Bożego Narodzenia wylano już tony atramentu. Czy istnieje magia świąt Wielkanocnych?

Ks. Krzysztof Rybicki: – Z pewnością świętom od samego początku towarzyszyła atmosfera wiosny, odradzającego się życia. Po zimie, która jest dość przygnębiającą porą, znajdujemy nowe siły do życia. Zatem treść religijna związana ze zmartwychwstaniem i zwycięstwem nad śmiercią doskonale się z tym wiąże. Ciągle oczywiście będzie istnieć napięcie, czy więcej jest zwyczajnej tradycji, obyczajowości czy wiary, ale wydaje mi się, że te dwie rzeczywistości mogą się uzupełniać.

Potrafi ksiądz wskazać jeden moment, który jest symbolicznym początkiem nadchodzących świąt?

– Dla mnie osobiście takim centralnym punktem całej celebry jest Wigilia Paschalna, czyli wielka liturgia, która odbywa się w Wielką Sobotę wieczorem. Z dzieciństwa pamiętam też kolejne Drogi Krzyżowe, kiedy się wyraźnie widziało, jak w każdym kolejnym tygodniu wydłuża się dzień, jak z tygodnia na tydzień coraz więcej jest światła. To wszystko zapowiadało nadchodzące święto.

Wracając do Wigilii Paschalnej, to już jest Wielkanoc. Wyjście z kościoła, rozpalenie ognia, odwołanie się do najbardziej pierwotnych symboli ludzkości – wody, światła, życia – to jest rzecz naprawdę wspaniała i wymowna. Nie można zapomnieć o śniadaniu wielkanocnym, które – podobnie jak Wigilia – gromadzi przy stole, a z tym wiąże się przecież piękny zwyczaj święcenia pokarmów. To jeden z tych elementów, w którym to, co świętuje się w Kościele, przenosi się na niemal liturgiczne świętowanie w domu.

Wcześniej nawiązał ksiądz do przedchrześcijańskich tradycji świętowania początków wiosny. One niosą za sobą ogromny bagaż symboli – chociażby jajko, zajączek. Jeśli chcielibyśmy pogodzić te dwie rzeczywistości, to który z nich jest najbliższy chrześcijańskiej interpretacji Wielkanocy?

– Najbliższy ich sensowi jest oczywiście baranek. Już od średniowiecza baranek utożsamiany był z Chrystusem zmartwychwstałym. Jezus był wszak „barankiem, który gładzi grzechy świata”. Bardzo blisko jest też jajko, które jeszcze w mitologach starożytnych i bardzo wielu kulturach jest znakiem życia. Przy tym to symbol nie tylko życia jako istnienia, ale także konkretnego faktu biologicznego. Co ciekawe w Piśmie wiele się o jajku nie wspomina. W jednym z fragmentów Nowego Testamentu czytamy, że Jezus powiedział: „Czy jeśli wasz syn poprosi was o jajko, to czy ktoś poda mu skorpiona?”. Nie ma więc ten symbol głębokich korzeni ewangelicznych, ale raczej tradycyjne.

Czy z domu rodzinnego pamięta ksiądz zwyczaj wielkanocny, który nie jest powszechnie znany?

– Jeśli już do tej bajecznej krainy dzieciństwa chcemy wracać, to doskonale pamiętam dni bezpośrednio poprzedzające samo świętowanie, przede wszystkim wielkie sprzątanie, jakie się wtedy odbywało. Dom nigdy nie był tak czysty, przy czym sprzątano nie tylko mieszkanie, ale także całe obejście. Była w tym jakaś symbolika oczyszczenia, związana przecież z istotą nadchodzących świąt. Oczywiście nie zapomnę też przygotowań kulinarnych, zwłaszcza tych w Wielki Piątek czy Wielką Sobotę, kiedy post zakazywał jeszcze jedzenia, a zapachy wędzonych szynek czy ciast nie pozwalały o sobie zapomnieć. Olszynowy dym roznosił się po domostwach, zapowiadając pełne świętowanie na każdym poziomie człowieczeństwa.

Sięgając do bogatej historii Kościoła – czy jest coś, co chętnie widziałby ksiądz we współczesnej liturgii świąt Wielkiej Nocy, a co zaniknęło w pomroce dziejów?

– Wspominałem o Wigilii Paschalnej – to jest celebracja bardzo stara, sięgająca pierwszych wieków chrześcijaństwa. Marzy mi się taka Wigilia Paschalna, w której każdy symbol i gest byłby dostrzegany i rozumiany. Począwszy od ognia, który od momentu, w którym człowiek nauczył się go wzniecać, stał się czymś szalenie istotnym – z jednej strony jest żywiołem nie do opanowania, a z drugiej jest ważny by bronić człowieka i podtrzymywać jego życie. Z tym wiąże się orędzie wielkanocne Exultet, które jest pochwałą światła. Wigilia Paschalna jest zresztą liturgią pokazującą, że wszystkie żywioły i elementy świata splatają się w dziele Zbawienia.

Dziś niedocenianym, bo trochę nieobecnym w kościołach parafialnych symbolem jest chrzest dorosłych, który w przeszłości odbywał się w czasie tej liturgii. Osoby chcące przyjąć taki chrzest musiały się przygotowywać przez rok. To był symbol nie tylko dla nowo ochrzczonych, którzy tego dnia przyjmowali też komunię i bierzmowanie, ale dla wszystkich zebranych w świątyni. Towarzyszyło temu bicie w dzwony czy śpiew „Alleluja”, który pojawiał się po wielkopostnej przerwie. W początkach chrześcijaństwa liturgia kończyła się wspólnym śniadaniem wiernych, czyli agapą. Te wszystkie wątki liturgiczne dziś wydają się trochę niedostrzegalne.

Mówi ksiądz o porannej agapie. Skąd zwyczaj święcenia pokarmów?   

– Przeczytałem niedawno anegdotyczną historię, że święcenie wzięło się z tego, iż po okresie Wielkiego Postu (który był okresem dużo surowszego postu niż ma to miejsce dzisiaj) wielu ludzi rzucało się na świąteczne jedzenie. Chcąc uniknąć problemów żołądkowych – chcieli je uprzednio poświęcić. A więc polecam stopniowy powrót do normalnej diety w przypadku ostrzejszych postów.

Kiedy w zasadzie kończy się Wielki Post?

– Wielki Post kończy się w Wielki Czwartek przed południem. Tego dnia, wieczorem rozpoczyna się nowy okres w roku liturgicznym – Triduum Paschalne, które jest wyodrębnione w całym roku kościelnym. Jest przy tym okresem najważniejszym. Oczywiście nie jest tak, że w tym czasie postu nie ma. W Wielki Piątek obowiązuje przecież post ścisły..

…a w Wielką Sobotę?

– Na ten temat trwają dyskusje i nie czuję się na siłach, aby je autorytatywnie rozstrzygać. Gdybyśmy przepisy kościelne traktowali dosłownie, to oczywiście w Wielką Sobotę postu nie ma, ale istnieje głęboko uzasadniona teologicznie tradycja przedłużania postu wielkopiątkowego na sobotę, aż do niedzieli. Przepisy jednak wprost nie nakazują postu.

Jak przygotować się do świąt w wymiarze duchowym, osobistym? Są jakieś podstawowe elementy, etapy?

– Cały długi okres Wielkiego Postu jest takim przygotowaniem. Można powiedzieć, że ten czas – począwszy od Środy Popielcowej – jest wyjęty z życia Kościoła i życia ludzkiego; poświęcony na przygotowania.

W Środę Popielcową ludzie podejmują różnego rodzaju postanowienia – wymieniłbym je jako pierwszy element. W Wielkim Poście nie chodzi przecież wyłącznie o jedzenie. Tu chodzi o taki rodzaj wyrzeczenia, które byłoby osobistą ofiarą, osobistym wyodrębnieniem tego czasu. Post jest po to, żeby zrobić miejsce dla rzeczy ważniejszych, żeby poukładać swoje życiowe sprawy. Drugim takim elementem mogą być rekolekcje. Trzeba się starać przeżyć je jak najbardziej osobiście. Trzecią rzeczą jest zaś spowiedź. Okres paschalny jest tu szczególny, bo przepisy kościelne do niedawna jako minimum każdego chrześcijanina uważały spowiedź w tym czasie. Dziś mówi się o spowiedzi raz do roku, ale jednocześnie Komunii w czasie paschalnym, czyli w okresie wielkanocnym. To oczywiście skłania do spowiedzi w Wielki Post, do oczyszczenia, które pozwala na pełny udział w liturgii.

Kwestia wiary to jednak nie jedyna tożsamość człowieka. Chciałbym zapytać, jako duchownego, który z natury swojej posługi nie wiąże się z jednym miejscem – czy ksiądz może być patriotą lokalnym?

– Ksiądz, jak każdy człowiek, przywiązuje się do miejsc, zwłaszcza tych, które utkały naszą osobowość. Bardzo często przedstawia się metaforycznie Niebo jako ojczyznę, jako dom. Ma więc znaczenie to, jak tę naszą ziemską ojczyznę, ten nasz dom będziemy traktowali.

Oczywiście księża się przenoszą, co w pewnym sensie jest naśladowaniem wędrownego życia Jezusa. To wezwanie do głoszenia Słowa Bożego wszędzie. Jak sobie radzić z przywiązaniem? Przypominają mi się słowa św. Jana Pawła II, które tuż po konklawe wypowiedział do zgromadzonych pod Bazyliką św. Piotra: „teraz będę mówił w waszym… to znaczy naszym języku”. On przecież przybył z dalekiego kraju, ma swoją lokalną ojczyznę – Polskę, Kraków, Wawel – i przychodząc w nowe miejsce przyjmuje je jako swoje. Papież Franciszek też bardzo szybko utożsamił się z Rzymem. Dzień po wyborze modlił się przed obrazem Maryi Salus Populi Romani, czyli Maryi Patronki Rzymu. W tym sensie ksiądz, który przychodzi do nowego miasta, powinien służyć tym ludziom wśród których żyje, bo przecież miasto to ludzie.

Pochodzi ksiądz spod Zduńskiej Woli, a co utkały w księdzu Pabianice?

– To nie jest tak, że ksiądz diecezjalny przenoszony jest w najodleglejsze krańce świata. Miejsca, w których pełnimy posługi są sobie bliskie, a więc i problemy ludzi zbliżone. Dostrzegłem to w Pabianicach spotykając wiele osób, które urodziły się i żyły w moich rodzinnych stronach.

Ważną rzeczą wyróżniającą Pabianice jest jednak historia, która pomaga zrozumieć dane miejsce. Niedawno obchodziliśmy 1050. rocznicę chrztu Polski. To daje nam perspektywę historyczną pozwalającą zastanowić się, co już przeżyliśmy. W Pabianicach jednym z najstarszych budynków jest kościół św. Mateusza, niewątpliwie wpływający na lokalną tożsamość, choćby przez osoby wspaniałych kapłanów – ks. Świerczka czy Jaroszkę, których do dziś wspominają mieszkańcy. Ponadto sam fakt, że tu żył i dojrzewał Maksymilian Maria Kolbe jest sprawą niezwykłą. Nie mogę rozstać się z myślą, że jedna z najważniejszych postaci XX wieku, symbolizująca poświęcenie i miłość w czasach zagłady, chodziła po tych ulicach, wchodziła do może nieistniejących już sklepów, modliła się w kościele św. Mateusza. To pokazuje, że święci żyją wśród nas, że możemy ich dotykać bezpośrednio.

Jak chrześcijaństwo godzi różnorodność – czy ludzie różniący się od siebie w wielu sprawach, mogą spotkać się w nadchodzące święta w jednym miejscu?

– Święty Augustyn stworzył kiedyś zasadę, że w rzeczach najważniejszych trzeba zachować jedność, w sprawach mniej istotnych wolność, a we wszystkim miłość. Jedność należy zachować w tych sprawach, które są trzonem tożsamości. Wolność potrzebna nam jest do tego, abyśmy od siebie i od innych nie wymagali od razu bycia ideałem. Miłość ma prowadzić do tego, aby spory nie przeradzały się w nienawiść.

Pan Jezus też godził się na to, że ma w swoim gronie ludzi niedoskonałych, czasem idących za nim tylko po to, aby np. najeść się chleba. On ich jednak prosi, ukierunkowuje, ale nie wypędza. Zwróćmy uwagę, że czasem Jezus mówi do tłumów, czasem do uczniów, a czasem do faryzeuszów. Swój przekaz dopasowuje do odbiorcy – od uczniów wymaga więcej niż od tłumów. Chrystus nie załamał się tym, że nie został od razu zrozumiany. Wiele osób przyjdzie w Wielkanoc do kościoła i trzeba się nimi cieszyć i mieć nadzieję, że zapragną przychodzić częściej.

(Fot. Miłosz Oleński)