OPINIE

Na półmetku rządów – jak radzi sobie prezydent Grzegorz Mackiewicz? (część I)

Dwa lata temu prezydenckie wybory wygrał doświadczony samorządowiec Grzegorz Mackiewicz. Gdzie są Pabianice na półmetku kadencji prezydenta i czy – jak zapowiadał w kampanii – konkretne działania przekładają się na widoczne rezultaty?

Kiedy Grzegorz Mackiewicz wygrał wybory w 2014 roku, na urząd wstępował jako reprezentant naszego lokalnego „establishmentu”. Kandydował wspierany przez Blok Samorządowy Razem, który złośliwi nazywali ruchem obrony synekur. W istocie trzon formacji stanowiły osoby od lat zasiadające i wspierające spółki miejskie. Na tym tle Mackiewicz prezentował się jednak okazale – młody, doświadczony, nie bez sukcesów w czasie sprawowania urzędu wiceprezydenta.

Do wyborów szedł z programem dość zachowawczym i mało wizjonerskim. Mocno stawiał na rozwój komunikacji, zapowiadał zwiększenie dochodów i wyjście z programu naprawczego (a tym samym uruchomienie inwestycji), wsparcie dla III sektora, liczne inwestycje infrastrukturalne. Pabianice miały nadrabiać stracony czas. Gdy inni obiecywali, że Pabianice staną się geotermalnym rajem albo miejscem wielkich inwestycji, ówczesny wiceprezydent mówił raczej o sprawnym zarządzaniu.

Polityka

W ostatecznym starciu dość zdecydowanie pokonał Krzysztofa Ciebiadę. Dla uważnych obserwatorów I tury wyborów nie było to zaskoczenie. Głosowanie za Mackiewiczem w wielu przypadkach było bardziej głosowaniem przeciwko kandydatowi PiS. Podliczając głosy tych, którzy odpadli, korzystny wynik obecnego prezydenta wydawał się być przesądzony.

Dla sytuacji w mieście jego tryumf był jednak kłopotem. PiS miało bowiem samodzielną większość w Radzie Miasta, co skazało Pabianice na blisko półtora roku kohabitacji. Niezależnie od zawartej szerokiej koalicji, ostatnie dwa lata były okresem mniej lub bardziej otwartych starć pomiędzy Mackiewiczem a PiS-em. Osobą scalającą ten trzeszczący układ wydawał się być obecny senator Maciej Łuczak, były wiceprezydent miasta. Jednakże po jego wyborze na stanowisko senatorskie potencjał porozumienia wyczerpał się. Między dwoma siłami doszło do – gorszącej niekiedy – walki o wpływy, z której prezydent wyszedł zwycięsko.

Udało mu się nie tylko odeprzeć atak związany ze sprawą źródeł geotermalnych, ale także rozbić jedność w samym PiS, tym samym pozbawiając „koalicjanta” większości w Radzie. Mackiewicz okazał się całkiem niezłym strategiem politycznym. I nie ma co szczególnie wierzyć w to, że prezydent o uzyskanie większości się nie starał, lub było to dziełem przypadku. Jego zwolennicy okazali się być drużyną o wiele bardziej zgraną, niepodatną na obietnice PiS (wzmocnionego przecież zwycięstwem w wyborach parlamentarnych) i zdeterminowaną, aby zdobyć większość. Pytanie jednak, na ile to zbieranie szabel spośród zbuntowanego rekruta okaże się trwałe i skuteczne, zwłaszcza że czasem okupione najprawdopodobniej niezbyt czystymi zagraniami.

Zastanawiająca może się wydać np. wolta radnej Iwony Marczak (prywatnie żony Adama Marczaka), która stała się zwolennikiem prezydenta niedługo po zatrudnieniu jej męża na stanowisku kierownika działu marketingu pabianickiego szpitala. Na to przyjdzie nam odpowiedzieć za kolejne dwa lata. Grzegorz Mackiewicz pokazał, że jest skutecznym politykiem, ale czy gospodarzem?

Szpitalna kula u nogi

Wyzwanie, przed którym stanął prezydent, było w zasadzie jedno: wyjście z zaklętego kręgu kreowania polityki gospodarczej miasta jedynie w oparciu o problemy szpitala. Poprzednie lata były naznaczone walką o zachowanie tej instytucji. Podtrzymywanie szpitala przy życiu okazało się kosztowne – miasto zostało zmuszone do wzięcia na siebie zadłużenia placówki przez co samo popadło w długi, a wszelkie inwestycje zostały zamrożone. Wpłynęło to także na zablokowanie szans na skuteczne pozyskiwanie funduszy unijnych.

Rzecz jasna trudno z dzisiejszej perspektywy oceniać, czy ówczesne działania były zasadne. Z jednej strony szpital istnieje, z drugiej jednak pytanie o to, na ile zahamowanie rozwoju miasta było kosztem, który warto było ponieść. Ostatnie informacje dotyczące PCM nie nastrajają optymistycznie. Straty liczone w milionach (choć w gwoli sprawiedliwości o ostatecznej ocenie decyduje wynik roczny), niezrozumiałe decyzje kadrowe (takie jak zatrudnienie na stanowisku kierownika przychodni specjalistycznych cieszącego się złą sławą menadżerską Jacka Marynowskiego), czy brak transparentności, mogą budzić obawy, że za kilka lat szpital znów będzie kukułczym jajem, a jego ratowanie beznadziejną terapią uporczywą, na której zarobili ludzie stojący najbliżej władzy.

Mglista przy tym jest deklaracja prezydenta wspartego przez Radę, że nie zamierza prywatyzować szpitala i będzie robił wszystko, by zapewnić mu płynność finansową. Co będzie robił – konkretnie nie wiadomo, choć przecież konkrety były jego hasłem wyborczym. Możliwe, że obecna sytuacja szpitala zaskoczyła samego Mackiewicza.

Bogatsi czy biedniejsi?

Sukcesem prezydenta jest stabilizacja budżetu. Od 2014 roku Pabianice – dzięki twardej dyscyplinie finansowej – wychodzą sukcesywnie z pierwotnego zadłużenia szpitalnego. Na początku 2016 roku udało się także wyjść z procesu naprawczego, który blokował inwestycje. Prezydent postanowił zagrać vabanque, prosząc Radę o wypuszczenie obligacji. 12 mln zł ma pomóc sfinansować takie przedsięwzięcia, jak wymiana nawierzchni dróg i przebudowa niektórych z nich, remonty budynków użyteczności publicznej, tworzenie dokumentacji projektowych, czy zakup sprzętu dla służb miejskich i wybranych jednostek samorządowych.

Większość inwestycji ma więc charakter niezwracalny, choć oczywiście nie przeczy to potrzebie ich wykonania. Zwrócić mogą się pieniądze włożone w przygotowanie dokumentacji projektowych, choć takiej gwarancji nie ma, a doświadczenia związane choćby z planami rewitalizacji terenów Starego Miasta pokazują, że bywa to bardzo trudne i często kończy się porażką.

Zasadnym jest więc pytanie: co dalej? Skąd wziąć pieniądze na spłatę zaciąganych długów, skoro większość inwestycji nie będzie się w sposób namacalny zwracać? Niestety to pytanie na razie musi pozostać bez odpowiedzi. Na ten moment miasto poszukuje pieniędzy głównie z dotacji zewnętrznych. W ostatnich latach sprzyjała mu także koniunktura związana ze wzrostem dochodów mieszkańców i spadkiem bezrobocia. Te elementy były jednak luźno związane z polityką lokalną, a bardziej z sytuacją w kraju. Trzeba mieć jednak świadomość, że zewnętrzne źródła finansowania będą się kurczyć. Obecny budżet unijny jest ostatnim, w którym Polacy mogą liczyć na tak duże pieniądze. Jeśli wykorzystywać szansę to już. Niestety w Polsce większość tego typu inwestycji podnosi komfort życia, ale nie będzie w przyszłości generować zysków. W Pabianicach bywa podobnie. Punkt pomocy dla przedsiębiorców w Urzędzie Miasta to za mało, a planowane przez sektor prywatny inwestycje (np. centrum handlowo-rozrywkowe Tkalnia) będą generowały miejsca pracy, ale na ogół słabo płatne i mało stabilne.

Według koncepcji Mackiewicza jednym z rozwiązań sprzyjających budżetowi miałaby być tzw. Karta Pabianiczanina – specjalny dokument nadawany osobom płacącym podatki w Pabianicach, który uprawniałby do ulg w komunikacji miejskiej oraz Strefie Płatnego Parkowania. Miałoby to zachęcać mieszkańców do płacenia podatków w naszym mieście. Podobne rozwiązanie wprowadziła swego czasu Warszawa, ale jej problem był zupełnie odmienny.

Duża część pracujących w stolicy to osoby dojeżdżające, które podatki płacą w swoich miastach rodzinnych, choć zarabiają w Warszawie. Celem Karty było skłonienie ich do odprowadzania podatków w miejscu pracy. Za to dostawali ulgi, z których korzystać mogli codziennie, które ułatwiały im funkcjonowanie. Pabianice takiego problemu nie mają – jest zupełnie odwrotnie. Pabianiczanie szukają pracy poza miastem, obserwowany jest odpływ mieszkańców. Wątpliwe zatem, aby ulgi na komunikację czy w SPP były wystarczające, aby zniechęcić do wyjazdu.

Biednie, ale ładnie?

Część planowanych wydatków to rzeczy związane z wyglądem miasta – problemem, który jest przez mieszkańców bardzo często podnoszony. Jak podkreśla sam prezydent, wiele w tym względzie udało się już zrobić. Sęk w tym, że włodarz naszego miasta nie dodaje, że niekoniecznie „budżetowymi” rękami. Ukwiecenie centrum miasta i place zabaw to efekt internetowych konkursów, których ceną była prywatność naszych mieszkańców sprytnie „podkupiona” przez koncerny. Remonty zabudowań pofabrycznych w pobliżu Starego Rynku to z kolei inicjatywa prywatna.

Po stronie sukcesów niewątpliwie można jednak zapisać rewitalizację parku Słowackiego, który po latach zaniedbań powrócił do dawnej świetności. Co prawda miasto otrzymało dotację kiedy Mackiewicz był wiceprezydentem, ale w czasie samodzielnej prezydentury doprowadził ją do końca. I tylko klomb z logo firmy Alfofarm może budzić niesmak.

Pojęcie rewitalizacji wypełnia także remont tzw. Lewityna. Dzięki oczyszczeniu dna, regulacji brzegów i wypełnieniu przestrzeni parkowej ogólnodostępnymi sprzętami do zabaw i ćwiczeń, dawny POSTiW znów zaczyna pełnić rolę miejsca wypoczynkowego. Wartością dodaną jest to, że w obecnej formie służyć on może szerokiemu gronu mieszkańców – także tych uboższych – spełniając wymogi miejsca publicznego. Niepokojące są przy tej okazji deklaracje prezydenta, że chciałby kontynuować rozwój Lewityna wspólnie z prywatnymi inwestorami. Zawsze w takich przypadkach może się okazać, że przestrzeń publiczna zostanie ograniczona. Warto zadbać, aby tak się nie stało.

Druga z trzech części analizy rządów prezydenta Grzegorza Mackiewicza już w środę (7 grudnia).