OPINIE

(Nie)daleko od szosy: Świąt spokojnych…

„Święta nie mogą być spokojne!” – grzmiał w jednym ze swoich programów pewien telewizyjny celebryta. Miał poniekąd rację, bo przecież w słowie „święto” jest ogromny ładunek emocji, których nijak nie można sklasyfikować jako spokojnych. A jednak coraz częściej człowiek szuka świątecznej przystani, aby tam zaznać choćby chwili spokoju. Ustronnego portu, w którym nikt nie będzie bombardował nas telefonami, rzeczami do zrobienia na przedwczoraj, złymi wiadomościami, sporami i konfliktami, które definiują naszą codzienność.

W tradycji chrześcijańskiej, której kultywowaniem tak często się chwalimy, jest pewien cenny zwyczaj nakazujący świętować przez osiem dni. W tzw. oktawie święto powtarza się każdego dnia, a wraz z nim formuły mszalne i liturgia. Tak, jakbyśmy codziennie obchodzili ten sam dzień. W tym zwyczaju zapisana jest jakaś niezwykła tęsknota za tym, aby święto trwało w nieskończoność.

Nie mam złudzeń, spokoju nie da się rozciągnąć „na wieki, wieków”. Życie ludzkie ma swoje prawa, a spór wpisany jest w jego istotę. Ale może warto pozostawić sobie odrobinę spokoju – wyłączyć komputer, nie odbierać maili, nie aktualizować Facebooka, Twittera i Instagrama. Znaleźć takie chwile, w których żaden szef nie może nam nakazać by zrobić coś na już, a jedynym bodźcem zewnętrznym jest radość z otaczającej nas natury, albo ciepła domu.

Na święta życzę więc spokoju, zgodnie z tradycją chrześcijańską przedłużonego na 8 dni, czyli w nieskończoność.

Sebastian Adamkiewicz

PS. Kiedy pisałem powyższy tekst, do redakcji przyszedł mail z informacją, że dobiegają końca prace nad przygotowaniem pomnika Jana Długosza. 100 tys. złotych na ten cel przeznaczyła Rada Miasta, która wkrótce będzie także głosować nad zgodą na postawienie monumentu. Pomnik stanie na tle zachodniej elewacji zamku (tzn. bliżej centrum), tuż przy wejściu do parku Słowackiego. Swój cykl „(Nie)daleko od szosy” zaczynałem od felietonu, w którym ubolewałem nad brakiem miejsca, który upamiętniałby związki wielkiego kronikarza z naszym miastem. Żałowałem, że nie powiodła się próba pozyskania środków na ten cel z Budżetu Obywatelskiego. I wreszcie miła niespodzianka! Oby był to początek odkopywania pamięci o najdawniejszych losach Pabianic. Człowiek, który jako pierwszy opisał nasze włości, zasługuje na miejsce w tkance miasta. Warto przy okazji przypomnieć, że pomysł postawienia monumentu powstał na tyle dawno, że wielu sądziło, że nigdy nie uda się go zrealizować. Upór pomysłodawców przyniósł efekt.