20 stycznia 1320 roku w Katedrze na Wawelu, na króla Polski (choć formalnie króla Krakowa) koronowany został Władysław Łokietek. 23 lata przed koronacją, jeszcze jako książę sieradzki, wydał najprawdopodobniej przywilej, który umożliwił powstanie miasta Pabianic.
Ustawa o dekomunizacji patronów ulic zmusza organy samorządowe do niekiedy karkołomnych rozwiązań. Przed takim zadaniem stanęli także radni z Pabianic, którzy musieli bronić nazwy ulicy 20 stycznia. Nadana bezpośrednio po II wojnie światowej nazwa (zastępująca przedwojenną Leśną) oczywiście upamiętniać miała – jak w setkach innych miejscowości – datę wkroczenia do miasta Armii Czerwonej i koniec okupacji niemieckiej.
Instytut Pamięci Narodowej oceniając pod kątem historycznym nazwy ulic uznał, że ta w sposób niekwestionowalny wpisuje się w definicję „propagowania komunizmu”, gdyż służyć ma utrwalaniu przekonania, że w styczniu 1945 roku nastąpiło wyzwolenie, podczas gdy oficjalnej narracji większości historyków tej instytucji jedna okupacja zastąpiona została drugą. Sprawa zasadności takiej twardej interpretacji jest dyskusyjna, tym nie mniej w wielu miejscowościach stanowiła ona realny problem związany z koniecznością zmiany nazwy.
„Pozwolenie na budowę”
W Pabianicach wymyślono rozwiązanie iście salomonowe. Z zakurzonych książek, bądź mniej zakurzonej Wikipedii, wyczytano, że 20 stycznia 1320 roku na króla koronowany został Władysław Łokietek, ten sam, który przyłożyć miał swoją rękę do lokacji – czyli formalnego założenia – miasta Pabianic. Jak w eucharystycznej transsubstancjacji choć zewnętrzna nazwa nie uległa zmianie, to zmianie uległo jej znaczenie. Pytanie oczywiście na ile ten zgrabny fortel jest w przypadku naszego miasta zasadny.
Jak zatem z tym Łokietkiem i Pabianicami było? Informacja, że to właśnie ten władca dokonał lokacji miasta wiąże się najpewniej z ustaleniami wybitnego lokalnego historyka Maksymiliana Barucha, który w swoim fundamentalnym dla dziejów miasta dziele „Pabianice, Rzgów i wsie okoliczne – monografia historyczna dawnych dóbr Kapituły Krakowskiej w Łęczyckiem i Sieradzkiem” wspomniał o pewnym dokumencie z 1297 roku. W tym czasie Władysław Łokietek pełnił m.in. godność księcia sieradzkiego, jego jurysdykcji podlegały więc ziemie na których znajdowały się późniejsze dobra pabianickie.
Sam Baruch pisze jednak wyraźnie, że ów akt z 1297 roku nie był aktem lokacyjnym sensu stricte. Był raczej formą przywileju, który książę nadał Kapitule Krakowskiej zezwalając na lokowanie miasta w dobrach nad Nerem i Dobrzynką, które kapituła otrzymała w XI wieku (na krótko je jedynie tracąc w XII wieku). Dokument jednak nie definiował ani miejsca, ani charakteru lokacji, będąc raczej formą zezwolenia, wstępnej procedury związanej z przyszłą lokacją.
Piątkowisko stolicą
Z pewnością istnienie takiego aktu dowodzi, że pod koniec XIII wieku Kapituła Krakowska podejmowała starania związane z lokowaniem miasta w swoich chropskich dobrach. Świadczyć to może o rozwoju dóbr i potrzebie ustanowienia jednego centrum administracyjnego w postaci miasta. Nieoczywistą rzeczą jest jednak to, czy tym miastem miały być od początku Pabianice. Pierwotnie dobra skupiały się wokół pięciu wsi, których „stolicą” była szósta osada zwana Piątkowiskiem. Domyślać można się zatem, że to właśnie ono mogło być wówczas brane pod uwagę jako miejsce lokacji przyszłego miasta.
Historia potoczyła się jednak inaczej i ostatecznie kapituła zdecydowała się na lokację nieco dalej na południowy-wschód od Piątkowiska – w miejscu, w którym dzisiaj znajduje się pabianicki Stary Rynek. Centralne miasto „kasztelanii” miało zatem powstać albo w miejscu jednej z pięciu wsi, albo na surowym korzeniu, co nie było praktyką wyjątkową.
Nie wiemy jednak, kiedy właściwa lokacja miasta się dokonała ani jaka była treść aktu lokacyjnego. Historycy przyjmują raczej, że do lokacji doszło w połowie XIV wieku, a więc już po śmierci Władysława Łokietka. Łączą to, nie bez racji, z erygowaniem parafii św. Mateusza, co było oczywistą konsekwencją tworzenia osady miejskiej.
Z finezją, ale karkołomnie
Łokietek nie tyle więc lokował miasto, co wyraził na taką lokację zgodę. Zgoda zaś dotyczyła nie tyle Pabianic, co w ogóle założenia miasta na terenie dóbr, które były w posiadaniu Kapituły Krakowskiej. Ciekawy może być także kontekst polityczny nadania samego przywileju.
W 1297 roku Władysław Łokietek pozostawał w ostrym sporze w Janem Muskatą – biskupem krakowskim – który popierał starania o polską koronę czeskiego władcy Wacława. „Krwawy wilk z pastorałem” – jak nazywano Muskatę – pozostał zresztą nieprzejednanym wrogiem Łokietka aż do końca swoich dni. Historycy przypisują jednak Muskacie ogromne talenty administracyjne i dbałość o rozwój dóbr, które były pod zarządem krakowskiego Kościoła. Można domniemywać, że inicjatywa lokacji miasta w późniejszych dobrach pabianickich wyszła od tego właśnie biskupa.
Dlaczego Łokietek – pomimo osobistej niechęci – zdecydował się wydać przywilej? W wyniku czystego pragmatyzmu władzy. Z jednej strony rozwój dóbr, a tym samym rozwój osadnictwa, korzystnie wpływał na cały region. Z drugiej zaś mogło mieć to charakter politycznego przekupstwa, gestu, który w sytuacji konfliktu odczytany mógł być jako gest przyjaźni i dobrej woli.
Nie można pabianickim radnym odebrać finezji w nadaniu nazwie 20 stycznia zupełnie nowego znaczenia. Historycznie uzasadnienie to broni się, choć to obrona dość karkołomna. Sam przywilej zezwalający na założenie miasta jeszcze nie był lokacją, a tym bardziej gwarancją, że to miasto powstanie w miejscu gdzie dziś są Pabianice. Na „przywilej łokietkowy” mogli się jednak powoływać wszyscy ci, którzy w przyszłości do tej lokacji chcieli doprowadzić.
Sebastianie, bardzo ciekawy tekst. Rozwiązanie rzeczywiście Salomonowe, ale u mnie budzi bardzo mieszane uczucia. Nie czepiam się włodarzy naszego miasta, bo z czysto pragmatycznego punktu widzenia jest to dobry pomysł – nie będzie kłopotliwej dla tysięcy osób zmiany nazwy ważnej ulicy. Irytuje mnie jednak, że żyjemy w jakiejś groteskowej rzeczywistości, w której prawie siedemdziesięciotysięczne miasto, zamiast zająć się czymś pożytecznym, główkuje przez kilka miesięcy, jak uczynić zadość historycznym obsesjom władzy centralnej, nie wprowadzając jednocześnie chaosu administracyjnego na lokalnym podwórku.
Dla mnie szkoda że Rosjanie w ogóle tu wchodzili.Mogli się zatrzymać na granicy i nie było by problemu.
sylwku też żałuję, że Rosjanie uratowali Twych rodziców przed ostatecznym rozwiązaniem kwestii słowiańskiej, na Słowiańszczyźnie dużo jest takich pacanów jako Ty, aż żal że Hitler wojnę przegrał…
Czyli szli we własnym interesie, co nam się wiele lat czkawką odbijało i odbija niestety nadal.
Pacanku Anty, czkawką nam się obija istnienie wszystkich innych narodów: żydowskiego, niemieckiego, tureckiego, chińskiego…można tak wyliczać i wyliczać po kolei wszystkie inne narody, każdy z nich Pacanku, albo już nam przysporzył kłopotów, albo ich przysporzy, co robić?! wszak od tego jesteś Pacanek, że tego nie rozumiesz!
A na której granicy, jeśli można wiedzieć? Poza tym jak bez udziału ZSRR wyobrażasz sobie zakończenie II wojny światowej?
Każdy wie, czym był komunizm. Również moja rodzina cierpiała wtedy prześladowania z morderstwem politycznym włącznie, ale takie pitolenie, że z chwilą zakończenia wojny nic się nie zmieniło poza barwami okupantów, działa na mnie jak płachta na byka.
Rozumiem, że “wyzwolenie” nie jest może najszczęśliwszym określeniem tego, co nastąpiło w przypadku Pabianic 20. stycznia 1945 roku, natomiast trzeba mieć świadomość ówczesnych realiów. Pabianice 19 stycznia 1945 r. nie były jakąś oazą wolności i szczęścia, do której nagle wkroczyła zła Armia Czerwona, ale znajdowały się pod okupacją państwa, w którym panowała ostra segregacja rasowa, terror na ulicach, a ludzi palono w piecach. Panuje dość powszechna zgoda wśród historyków, że bez udziału ZSRR Trzecia Rzesza tak prędko by nie upadła, a tym samym Polski, nawet w formie tego kulawego PRL-u by nie było.
ZSRS mógł sam wygrać wojnę ale w karty. Bo w II światowej to gdyby nie pomoc USA to stolicę by dzisiaj mieli w Irkucku albo Władywostoku
gdyby ZSRR przegrało wojnę to USA byłoby kolonią Trzeciej Rzeszy Pacanku Anty…ot kolejny spóźniony antybolszewik…
Chory człowieczku. Szkoda mi ciebie bezrozumny biedaku.
Kto wierzy w to, że USA byłoby kolonią Rzeszy to raczej powinien leczyć głowę o ile oprócz siana.i i psich odchodów coś w niej ma.
Pacanku Anty, rozumiem, że dogłębnie prześledziłeś dziej drugiej wojny światowej ( wcale nie była to druga wojna światowa tylko piąta lub szósta. pierwszą wojną światową, była wojna o sukcesję austriacką w 1667 Pacanku ). Skoro tak dobrze znasz dziej powszechne,m to dyskusja z Tobą Pacanku, może przypominać lekcję w której to ja będę nauczycielem, a ty niezbyt pojętnym uczniem Pacanku. USa mogło przegrać wojnę światową, gdyby upadł CCCP, to los wojny byłby w zasadzie przesądzony. Na szczęście mimo takich jak Ty pacanku, Hitler już wojny nie wygra.
Twój debilizm sięga szczytów a ubliżanie (teraz będzie trudne słowo) adwersarzom twojego miernego IQ nie podnosi. I nie komentuj więcej bo cię miernoto intelektualna zlewam ciepłym moczem, który ma więcej inteligencji od ciebie żałosny frustracie i niewolniku obsesji.
Pacanku Anty trzymajmy się tematu byłej potęgi USA, Hitler przegrał wojnę i już jej nie wygra. USA zaś przestają być: a) krajem białego człowieka, no bo przybywa tam murzynów i Latynosów; b) tracą potęgę przemysłowo-wojskową.Obie te rzeczy doprowadzają do rozpaczy takich kolesiów jak Ty Anty, ale co możesz NATO poradzić? Posiusiać się w pieluszkę i tyle. Kto zna historię tak słabo jak Ty Anty, ten nie umie przewidywać przyszłości.
I jeszcze jedno Pacanku, używaj rodzimych sów, a nie łaciny, jakim rodzimym słowem umiałbyś zastąpić ,,adwersarzy”? Co do ,,debilizmu” to zdziwisz się Pacanku Anty, ale jest to słowo naukowe, oznaczające IQ między 50-70 punktów na Skali Wechslera ) wymawia się ,,wekslera” a nie ,,łeczslera” ).
A co do wiary, czy niewiary w to, że USA osamotnione po przegranej CCCP, mogły przegrać wojnę, to wiara nie ma nic do rzeczy. O wygranej aliantów, zdecydowała przewaga ludności i przemysłu. Przemysłu również CCCP, radzieckie czołgi były lepsze niż niemieckie,a niemieckie były lepsze niż amerykańskie i wiara nie ma tu nic do rzeczy, to matematyka, bez CCCP alianci mogli przegrać wojnę.
Sens geograficzny lokacji miasta w tym miejscu, był taki, że w tym miejscu na Dobrzynce była przeprawa. W 1997 Dobrzynka wylała i tylko Warszawska była przejezdna, inne mosty były zalane. Takiego korka na Warszawskiej jak wtedy, nigdy już nie zobaczycie.
W dobie wszechobecnych zmian nazw ulic i debaty w tej kwestii np. w tym mieście, dziwię się, że tu dotąd brak nazw ulic królów poszczególnych epok. Co za problem zrobić osiedle Piastów, Jagiellonów itd. z nomenklaturą konkretnych królów. U nas tego nie uświadczysz. Ot, taki prosty sposób nauczania historii. Chyba, że … obecny kult jednostki jest zbyt silny.
princeofwales, tylko czy to jest poprawne politycznie? przecież Niemcy tak wiele inwestują w likwidację polskiej państwowości….