Po kilku miesiącach na ul. Bohaterów powróciła tablica upamiętniająca robotników, którzy zginęli w czasie demonstracji 17 marca 1933 roku. Choć treść upamiętnienia została zmieniona, fakt powrotu wzbudza kontrowersje. Czy słusznie?
W marcu 1933 roku w regionie łódzkim wybuchły strajki włókniarzy związane z narastającą falą kryzysu i gwałtownym zubożeniem społeczeństwa. Szczególnie dotkliwie skutki kryzysu odczuwano w regionach, gdzie dominował zawsze kiepsko opłacany przemysł lekki. Strajk generalny proklamowały związki zawodowe związane z Polską Partią Socjalistyczną – socjaldemokratyczną partią stanowiącą główny nurt tzw. lewicy niepodległościowej – i to ona od początku odgrywała w nim kluczowe znaczenie.
Tym niemniej do protestów bardzo szybko dołączyli również członkowie Komunistycznej Partii Polski – partii lewicy rewolucyjnej, związanej strukturalnie z sowieckimi komunistami i kontrolowanej z Moskwy. Dołączenie do strajków wywołanych przez PPS było elementem polityki komunistów, którzy zdawali sobie sprawę, że sami często nie potrafili wzbudzić entuzjazmu wśród grup robotniczych. Już w 1932 roku na jednym ze Zjazdów KPP ustalono, że celem członków partii winno być przyłączanie się do akcji PPSowskich i aktywny udział w ich przebiegu, włącznie z przejmowaniem wiodącej roli.
Tak było w Pabianicach, gdzie komuniści bardzo szybko stali się grupą dominującą w przebiegu strajku, choć nie tak ważną jak chciała propaganda PRLowska. Swoje istotne miejsce miał również PPS. Wraz z przedłużaniem się strajku i w związku z brakiem efektu akcji strajkowej, postawa robotników ulegała radykalizacji. Bezefektywne negocjacje delegatów strony protestującej skłaniały do ostrzejszych wystąpień, z czego korzystali komuniści.
Zapłacili życiem
17 marca 1933 roku, po kolejnych informacjach zwiastujących możliwe fiasko rozmów ze stroną rządową, komitet strajkowy w Pabianicach wystąpił z prośbą do władz o możliwość demonstracji ulicznej. Taka zgoda nie została udzielona. W związku z tym po wiecu robotniczym, za namową działaczy związanych z KPP rozpoczęła się spontaniczna demonstracja zatrzymana przez oddział policji. Rozpoczęły się zamieszki, w wyniku których ze strony policji padły strzały. Zginęło 5 robotników (w tym dwóch działaczy KPP), a kilkudziesięciu zostało rannych.
W kolejnych dniach informacja o rozruchach w Pabianicach i śmierci robotników rozlała się po całej Polsce (CZYTAJ TUTAJ). Szeroko informował o niej organ prasowy PPS „Robotnik”, a posłowie socjalistyczni złożyli w Sejmie stosowną interpelację, domagając się wyjaśnienia sprawy. Początkowo władze użycie broni próbowały tłumaczyć prowokacją ze strony manifestujących, włącznie z oskarżeniem o to, że pierwsze strzały padły ze strony demonstrującego tłumu. Podobną wersję utrzymywano w czasie procesu sądowego aresztowanych działaczy KPP, choć uwypuklano ją znacznie słabiej niż w pierwszych wyjaśnieniach. Ostatecznie w wyroku sądowym nie miała ona kluczowego znaczenia, co może świadczyć o jej niskiej wiarygodności.
Nie tylko w Pabianicach
Po co ten przydługi wstęp historyczny? Po to, aby pokazać stopień skomplikowania sprawy związanej z upamiętnieniem robotników, którzy zginęli w marcu 1933 roku. Z jednej strony sprawa wydaje się być prosta. W 1933 roku doszło do słusznych i uzasadnionych strajków w regionie łódzkim. Ich inicjatorem było PPS i w skali regionu odgrywało kluczową rolę.
Władze nie do końca kontrolowały sytuację, a brak porozumienia ze strajkującymi zradykalizował postawę tłumu, co prowadziło do manifestacji. Jedna z nich skończyła się tragiczną pacyfikacją, która nie była w historii II RP czymś wyjątkowym. Policja strzelała niekiedy do manifestujących, a liczba zabitych od kul policyjnych liczona może być w setkach. Niedługo po wydarzeniach pabianickich do podobnych doszło w Białymstoku. Tam także otworzono ogień do manifestujących.
Komuniści byli garstką
Przeciwnicy tablicy zaznaczają udział w demonstracji komunistów, a wręcz ich kluczowe znaczenie w organizacji manifestacji. Tak sprawę po 1945 roku przedstawiała propaganda komunistyczna, która uwypuklała rolę KPP marginalizując znaczenie PPS, a wręcz przedstawiając socjalistów jako zachowawczych. Dlatego na pierwotnej tablicy główna treść skupiała się nie tyle na robotniczym proteście, co udziale w nim KPPowców. Przeciwnicy tablicy podnoszą zatem tę kwestię twierdząc, że wspominanie masakry robotniczej z marca 1933 roku jest de facto wpisywaniem się w tradycję Komunistycznej Partii Polski.
Historyczny obiektywizm nakazuje stwierdzić, że oponenci tablicy mają oczywiście rację – przypominając, że bezpośrednie odwoływanie się do tradycji KPP nie jest najlepszym pomysłem. Oczywiście polscy komuniści byli wewnętrznie podzieleni, wielu z nich cechował sceptyczny stosunek do ZSRR, a przynależność partyjna wiązała się z ich społecznym radykalizmem. Byli jednak i tacy – i to oni z czasem zaczęli w KPP odgrywać kluczową rolę – których wprost nazwać można agentami Związku Radzieckiego. Wśród nich wymienić można chociażby Leona Pakina, jednego z liderów pabianickich komunistów, przewidywanego przez Stalina jako członka grupy inicjatywnej, która miała odbudować całkowicie podporządkowaną Moskwie partię komunistyczną po tym, jak z rozkazu przywódcy Sowietów dokonano likwidacji KPP i czystki wśród jej członków.
Pytanie jednak, czy tablica przy zmienionej treści faktycznie się do tego odwołuje? Wydaje się, że nie. Upamiętnia ona przede wszystkim krwawo stłumioną demonstrację z 17 marca 1933 roku, w której uczestniczyć mogło nawet 5.000 osób. Z tej potężnej grupy zaledwie garstkę stanowili komuniści. Czy byli prowodyrami manifestacji? Z jednej strony tak, bo niewątpliwie ich nawoływania mogły do niej doprowadzić, ale z drugiej strony mogło do niej także dojść zupełnie spontanicznie. Przedłużające się negocjacje, brak nadziei na porozumienie włókniarzy ze stroną rządową… Szansą na rozładowanie była zgoda na legalną demonstrację, o którą prosił Komitet Strajkowy – prośbę jednak odrzucono.
To część naszej historii
Kwestią dodatkową jest zagadnienie udziału PPS, którego rola po 1945 roku była skutecznie marginalizowana. Warto przy tym dodać, że po masakrze to „Robotnik”, organ prasowy PPS, jako pierwszy informował o zajściach, organizował zbiórkę na rzecz rodzin ofiar, a także w kolejnych dniach monitorował temat. Pabianicki działacz PPS Raszpla do końca bronił zaś manifestujących robotników, świadcząc przez sądem w trakcie procesu; nad grobem zamordowanych przemawiał zaś poseł PPS Antoni Szczerkowski. W środowisku socjalistycznym od początku zatem uważano kwestię krwawej pacyfikacji za skandaliczną. Udział KPP uważano za całkowicie drugorzędny wobec ofiar, które przyniosła pacyfikacja.
Obecna forma tablicy z jednej strony oddaje hołd ofiarom, ale z drugiej przywraca miarę nie uwypuklając roli KPP, która z pewnością jest przesadzona. Przypomina o ważnym strajku, bo jego pamięć jest ważna dla historii i tożsamości miasta. Doszukiwanie się w tego typu upamiętnieniach gloryfikacji komunizmu jest przesadą. Inaczej w ogóle musielibyśmy przestać mówić o strajkach robotniczych, czy protestach społecznych w 20-leciu międzywojennym i na przełomie XIX i XX wieku, bo w każdym z nich w jakiejś formie uczestniczył KPP lub wcześniej SDKPiL. Zapomnieć musielibyśmy o rewolucji 1905 roku, która była jednym z etapów dochodzenia do niepodległości, choć przecież potężny udział w tych wydarzeniach mieli działacze lewicy rewolucyjnej.
Nie da się opowiedzieć historii strajku 1933 bez komunistów, a jednocześnie nie powinno się o tym wydarzeniu zapominać. Bo choć jest plamą na dziejach II RP, to naszym obowiązkiem jest przypominać, że Polska po 1918 roku miała swoje problemy, swoje kryzysy i swoje tragedie. Bieda, wyzysk i bunt to też część jej historii, nawet gdyby to apologetom ówczesnej państwowości się nie podobało.
,,Głód określa świadomość” powiedział Karol Marks, gdyby polscy robotnicy nie byli głodni ( gdyby niemieccy fabrykanci Krusche und Ender płacili im godnie ) to żadni komuniści czy inni ,,wichrzyciele” nie dali by rady wpłynąć na polskich robotników. Czeka nas strajk nauczycielek z powodów płacowych, PiS lubuje się w nawiązaniach do sanacji, no to może zdusi strajk nauczycielek posyłając prewencję policji do bicia lub strzelania do nich, na wzór policji z 1933-go? Polska się wyludnia, Pabianice się wyludniają, nie ma komu czytać pabianickich tygodników, rynek się kurczy, a to wszystko z biedy. Jeśli bieda będzie się powiększać to pabianiczanie znów wyjdą na ulice strajkować, jak dziadowie z lat 30-ch XX-go wieku i co zrobi PiS lub Komitet Obrony Demokracji? Każe policji znów strzelać do polskich, głodnych robotników? No chyba że wszyscy Polacy wyjadą na Zachód za chlebem, czy o to chodzi panom solidaruchom, o przestrzeń życiową w Polinie dla ,,wybranych”?