OPINIE

Śmierć pięciu robotników wstrząsnęła nie tylko naszym miastem, ale i całą Polską

Pabianice stanęły do walki o polepszenie sytuacji ekonomicznej. „Krwawy piątek” doprowadził do ogłoszenia strajku generalnego, który poparła znaczna liczba ludności Łodzi i okolic. Warto przywrócić pamięć o tym wydarzeniu.

Magdalena Hodak: „Krwawy piątek” w Pabianicach do niedawna uwieczniała tablica, którą władze Pabianic zdjęły z muru kamienicy w centrum miasta (nasz portal ujawnił to na początku grudnia). 17 marca 1933 na ul. Krótkiej (dzisiejszej Bohaterów) zginęło 5 robotników. Właśnie na budynku u zbiegu Moniuszki i Bohaterów 59 lat wisiała pamiątkowa płyta. Jakie były przyczyny marszu, podczas którego polała się robotnicza krew?

Maciej Jaśniewski: – Istotne jest tło tragicznego wydarzenia, czyli czas wielkiego kryzysu gospodarczego 1929- 1935. Po odzyskaniu niepodległości Polska utraciła rynki zbytu w Rosji. Wysychały także dotychczasowe źródła pozyskiwania surowca dla przemysłu włókienniczego. Skończyły się czasy prosperity, liczna i niewykwalifikowana siła robocza stała się zbędna. Właściciele przedsiębiorstw zmniejszali zarobki, obcinano dni robocze nawet do połowy w tygodniu i więcej. Pracodawcy, korzystając z luk prawnych ogłaszali często bezpłatne przerwy w pracy – np. w województwie śląskim, właściciele firm ogłaszali „święta”, które umożliwiały im przymusowe kierowanie robotników na bezpłatne zwolnienia i urlopy. Ludzie nie mogli podjąć innej pracy i poprzez to nie zarabiali.

Sytuacja stała się dramatyczna, gdyż zatrudnieni w fabrykach najczęściej byli jedynymi żywicielami rodziny. Możliwości jej utrzymania się skurczyły. Lokalne władze w sposób wystarczający nie uporały się z łagodzeniem skutków bezrobocia, czy – jak to nazywano wtedy w prasie – półbezrobocia. Lewicowa “Prawda Pabjanicka” oskarżała zarządzających miastem nawet o “głupotę i nienawiść”. Dlaczego? Magistrat nie organizował wystarczającej pomocy dla potrzebujących, np. w sferze wydawania tanich lub darmowych posiłków. Po talerz przysłowiowej zupy z garkuchni, w okresie zimowym, należało stać na mrozie nawet po 6 godzin. Nie pomyślano przy tym, aby ustawić chociażby koksowniki, które przynajmniej częściowo ulżyłyby oczekującym. Wraz z rozpoczęciem kryzysu gospodarczego w II RP, zwanego Wielkim, w całym okręgu łódzkim rozpoczęły się strajki, demonstracje, marsze głodowe, dochodziło często do starć z policją.

Jednak to w Pabianicach – jako jedynym mieście okręgu łódzkiego – doszło do tragedii. Dlaczego tak się stało?

Pabianice od samego początku rozpoczęcia strajku powszechnego włókniarzy łódzkiego okręgu przemysłowego, stanęły do walki o polepszenie sytuacji ekonomicznej. W pierwszych dniach strajku do oporu przystąpiło nawet 98% robotników przemysłu włókienniczego w mieście. Mimo licznych wieców, szeroko zakrojonej działalności związków zawodowych, manifestacji itp., w Pabianicach trwał względny spokój, co jakiś czas przerywany większymi zgromadzeniami i działalnością prowadzoną przez członków KPP.

Do przełomowego momentu w historii strajku oraz Pabianic doby wielkiego kryzysu gospodarczego, doszło 17.03.1933 r. Warto w tym miejscu zarysować tło wydarzeń. W dniach 16-17 marca w Warszawie prowadzone były żywiołowe rozmowy na temat podpisania nowej umowy zbiorowej, która gwarantowałaby robotnikom przemysłu włókienniczego stałe, minimalne wynagrodzenia – w latach 1928-1932 istniała tzw. umowa zbiorowa, która gwarantowała pracownikom minimalne wynagrodzenie za pracę. Okres bezumowowy po 1932 r. doprowadzał do częstych strajków i wystąpień na tle ekonomicznym, o ograniczonym zasięgu.

Dopiero w 1933 r. na skutek znacznej pauperyzacji społeczeństwa oraz godzącego w interes robotniczy ustawodawstwa – wydłużenie tygodniowego czasu pracy, łamanie ustawowego 8 godzinnego dnia pracy (mimo prawnej ochrony fabrykanci łamali te postanowienia, wydłużając ten czas do 12 a nawet 16 godzin), skrócenie okresu zapomogowego, zmniejszenie zapomóg itd. W omawianych dniach wynik pozytywnego zakończenia zatargu wisiał na włosku. Strona związkowa domagała się przyjęcia postanowień przyszłej umowy zbiorowej opartej na zapisach z roku 1928, oczywiście prezentując postawę ugodową. Sfery fabrykanckie były przeciwne temu rozwiązaniu. Proponowano obniżkę wynagrodzeń o 15%-25% względem stawek z 1928 r. – padały nawet propozycje obniżek rzędu 35%!

Negocjacje szły jak po grudzie?

Pabianiczanie biorący udział w strajku z niecierpliwością oczekiwali wyników konferencji w Warszawie. Aby uspokoić podenerwowane rzesze bezrobotnych i protestujących, wysłano specjalną delegację do starosty łaskiego, z prośbą możliwość zorganizowania wiecu, który uspokoiłby oraz wyjaśnił charakter rozmów i jej wyniki. Takiej zgody nie otrzymano. Wieść o sprzeciwie władz na zorganizowanie zebrania w dniu 17 marca oraz doniesienia z Warszawy – drogą tzw. poczty pantoflowej – nie napawały optymizmem. Rozmowa telefoniczna przeprowadzona z jednym z czołowych działaczy związkowym, posłem Antonim Szczerkowskim, nie wróżyła niczego dobrego. Pozytywny wynik pertraktacji wisiał na włosku.

Tłumy zebrane przed siedzibą PPS przy ul. Bagatela przejawiały rezygnację, frustrację, lecz także objawy kapitulanctwa. Działacze KPP widzący okazję dla swoich działań, zdecydowali się na wykorzystanie minorowego samopoczucia i wezwali do zorganizowania nielegalnej manifestacji, która miała ruszyć ulicami miasta. Według różnych źródłem tłum, który ruszył ulicą Bagatela, liczyć mógł od 2000 do 5000 ludzi. Władze miejskie oraz oddziały policyjne, które stały się w dobie strajku jego integralnym elementem, od samego początku prowadziły obserwację. Doniesienia informatorów oraz wzmożona działalność członków KPP, doprowadziła do utrzymywania w mieście dużych sił policyjnych, które w odpowiednim momencie, przeciwdziałać miały wszelkim przejawom zakłócenia porządku publicznego.

Jak wyglądała uliczna walka?

Do tragedii, którą później nazwano „krwawym piątkiem”, doszło późnym popołudniem u zbiegu ulic Moniuszki i Krótkiej (dzisiejsza Bohaterów). Według relacji źródłowych oddziały policyjne pod dowództwem komisarza Gizińskiego zastąpiły drogę manifestującym żądając od zebranych rozejścia się. Tłum niesiony podburzeniem oraz euforią odrzucił jakąkolwiek chęć poddania się wydanemu zaleceniu. W ruch poszły kamienie i cegły.

Charakter i przebieg walk z policją są dziś trudne do jednoznacznego określenia. Inne relacje wydarzeń prezentowali funkcjonariusze biorący udział w akcji pacyfikacyjnej, jeszcze inne zaś strona robotnicza. Według licznych opisów, policja wykorzystała gaz łzawiący oraz oddała salwę na postrach, która miała zmusić zebranych do zakończenia manifestacji. Nie jesteśmy pewni, ile salw zostało oddanych. Mowa jest o jednej lub kilku. Protestujący podburzani wezwaniem do trwania w oporze rzucać mieli w policjantów kamieniami. Zdarzały się podobno przypadki obrzucania ich cegłami i kamieniami z dachów i okiennic okolicznych domów. W niektórych źródłach mowa była nawet o strzałach rewolwerowych oddawanych przez robotników – brak jednoznacznego potwierdzenia w źródłach.

Padli pierwsi ranni. Jedna z relacji mówi o tym, że policjanci oddali strzał w bruk ulicy z bliskiej odległości, pociski karabinowe rykoszetowały raniąc kilku robotników. Kiedy sytuacja z minuty na minuty zaczęła wymykać się spod kontroli i występowała realna szansa przerodzenia się potyczki w regularne walki uliczne, w tym momencie oddziały pacyfikujące zmuszone zostały do użycia broni palnej, której wynikiem była śmierć 5 robotników (Zygmunt Berlak, Stefan Żuchowski, Józef Sokołowski, Herman Pusz i Stefan Sitkiewicz) zaś rannych zostało 10 osób oraz 18 policjantów (w tym 1 pchnięty nożem).

Na zdjętej tablicy, która obecnie przechowywana jest w… Miejskim Zakładzie Pogrzebowym są nazwiska 5 zabitych. Według napisu trzech z nich należało do KPP.

Zabici w trakcie zajść robotnicy nie należeli do czołowych członków miejscowej KPP i KZMP. Trzech z nich: Berlak, Żuchowski i Pusz (Pusch), mimo że działali prężnie na terenie Pabianic i znani byli organom ścigania ze swej działalności, nie stanowili pierwszoplanowych postaci ruchu komunistycznego. Pozostali byli zwykłymi pracownikami, których sytuacja materialna oraz poczucie bezsilności pchnęły do udziału w manifestacji. Mogła być to również zwykła ciekawość.

Tragicznym oraz interesującym zdarzeniem była śmierci Sitkiewicza, majstra tkackiego. Otóż według relacji jego znajomego Czesława Kosska pracownika papierni, majster odpoczywał sobie na swoim balkonie w domu przy roku ul. Zachodniej i Fabrycznej. Jak sam wskazywał, Sitkiewicz widząc tłum zszedł na dół by dołączyć do niej. Cytując fragment: „Ledwo stanął w szeregu, padły strzały”. Niestety śmierć ta była pozbawiona olbrzymiego patosu, który tej osobie przypisywała propaganda komunistyczna w PRL. Rozgłaszano wówczas jakoby miał zostać dźgnięty przez oficera policji szablą, ginąc śmiercią męczeńską.

Czy winni tragedii zostali pociągnięci do odpowiedzialności?

Nie obyło się bez wyroków sądowych. W 1934 r. na ławie oskarżonych zasiadło 16 osób – przeważnie działacze komunistyczni i lewicowi. Rozprawa w dniach 11-13.04.1934 r. nie odbiła się szerszym echem. Najwięcej na ten temat pisała „Ilustrowana Republika”. Za zajścia w Pabianicach skazano 15 osób, zaś jedną uniewinniono:

„O godz. 4.15 wszedł sąd, po czym wiceprezes Ilinicz ogłosił wyrok, mocą którego skazani zostali 24–letni Gerszon Lejb Pakin na 6 lat więzienia, 29-letni Jan Morawski na 5 lat więzienia, 27-letnia Estera Zonnenberg na 4 lata więzienia, 30-letni Jerzy Bogumił Fiszenbrandt i 26-letni Jan Pawłowski każdy na 3 lata więzienia, 23-letni Feliks Osiński na 4 lata więzienia, 20-letni Leon Młynarczyk i 34-letni Rudolf Hajdan po półtora roku więzienia, 43-letni Roman Frant, 29-letni Józef Żuber, 26-letni Józef Żebrowski i 31-letni Stanisław Piekarek każdy na 1 rok więzienia, 28-letni Lucjan Jakubowski i 21-letni Leonard Wapiński po 10 miesięcy więzienia każdy, 24-letni Władysław Pawłowski został uniewinniony”.

Na pogrzebie ofiar pojawiły się tłumy ludzi, a to znaczy, że śmierć mocno poruszyła opinię publiczną…

Tak. „Krwawy piątek” był niewątpliwie olbrzymią tragedią oraz wielkim zaskoczeniem dla wszystkich. Wcześniej oczywiście dochodziło do starć z policją, w trakcie których występowali ranni, ale nigdy te wydarzenia nie miały takiego obrotu.

Śmierć pięciu robotników wstrząsnęła nie tylko naszym miastem, ale i całą Polską. Informacja o wydarzeniach mających miejsce 17 marca obiegła cały kraj. W najważniejszych tytułach ukazujących się wówczas w Polsce, wieść o krwawej pacyfikacji protestujących ukazywana była poprzez krótkie noty prasowe publikowane za Polską Agencją Telegraficzną, lub częściowo komentowane. Najwięcej miejsca temu wydarzeniu poświęciły dzienniki lokalne np. „Ilustrowana Republika”. Wiele na ten temat zawarto także periodykach miejscowych: „Gazeta Pabjanicka”, „Prawda Pabjanicka”.

Jak wyglądała żałoba w mieście?

Kolejne dni po krwawych wydarzeniach mijały w atmosferze żałoby. Wywieszano czarne flagi, ulice miasta patrolowały znaczne siły porządkowe w tym członkowie szkoły policyjnej tzw. golędzinowskiej, zakazano wieców.

Pogrzeb ofiar przeprowadzony przez władze miejskie zorganizowano 20.03.1933 r., dzień przed planowanymi przez rodziny i związki zawodowe pogrzebem. Czemu? Źródła tej decyzji upatrywać należy w obawie władz przed wielotysięcznymi tłumami, które chciałyby uczcić pamięć zabitych oraz eskalacji sytuacji w mieście. W tym miejscu występuje wiele sprzecznych relacji. Z jednej strony padały głosy, jakoby pogrzeb był zorganizowany potajemnie, bez udziału rodzin, jedynie udziale funkcjonariuszy policji i członków magistratu oraz niechętnych duchownych: katolickiego i protestanckiego; inne zaś, że teren cmentarza został otoczony przez oddziały policyjne, dla ochrony celebracji pogrzebowych, zaś wąskie grono rodzin zabitych przy obecności organów sprawiedliwości, mogła oddać hołd swoim bliskim. W tym miejscu należy przychylić się do drugiej wersji, która jest bardziej prawdopodobna.

Sprawą równie nurtującą jest liczba pochowanych. Zachowane zdjęcia z pogrzebu pokazują cztery mogiły. Dziś na cmentarzu katolickim w zbiorowej mogile spoczywa 3 z nich. Trudno mi powiedzieć, co stało się z dwoma pozostałymi zabitymi: H. Puszem (Puschem) i S. Żuchowskim. Każda informacja na ten temat byłaby mi wielce przydatna.

Nazajutrz mimo blokad policyjnych i utrudnionej komunikacji z Łodzi i okręgu przybyły liczne delegacje, które złożyły wieńce i oddały cześć zmarłym. Nie ma jednoznacznych danych co do liczby uczestników. Na przykład organ PPS „Robotnik” mówił nawet o 18 tysiącach (!) ludzi, zaś łódzki „Głos Poranny” o 3 tysiącach. Trudno orzec, jaka była dokładna liczba, lecz z pewnością można mówić o tysiącach.

Ciekawym wydarzeniem mającym miejsce dwa dni po „krwawym piątku”, były obchody imienin marszałka Józefa Piłsudskiego. 18 marca czyli w sobotę, w przeddzień imienin jak co rok w szkołach rozdawano m.in. cukierki. Charakter zamieszek z 17 marca wywołał tak duże oburzenie, że dzieci robotników biorących udział w strajku odmówiły przyjmowania czegokolwiek od kadry nauczycielskiej tłumacząc: „Wczoraj częstowaliście kulami, a dziś cukierki dajecie” – wydarzenie to miało miejsce w ówczesnych szkołach nr 18 i 23. Oprócz jawnego protestu zdarzały się też bardziej wyrafinowane formy okazywania dezaprobaty. W jednej ze szkół – nie wiadomo dokładnie w której – łobuzeria szkolna wykonała pieśń “My I Brygada” przy użyciu niecenzuralnego i rynsztokowego słownictwa.

Jakie znaczenie miały „krwawy piątek” dla robotników z okręgu łódzkiego i może całego kraju w tamtych czasach?

Wydarzenia w Pabianicach wpłynęły znacznie na dalsze losy strajku w okręgu łódzkim, lecz odbiły się również szerokim echem w Polsce. “Krwawy Piątek” trafił nawet na wokandę parlamentu. Członkowie PPS wnieśli w marcu 1933 r. specjalną interpelację na forum sejmu, żądając wyłonienia komisji śledczej, która zbadałaby wydarzenia mające miejsce w Pabianicach oraz ukarała winnych.

Dla strajkujących Pabianice stały się przestrogą, ale też impulsem do dalszego trwania w oporze. Myśli o porzuceniu bezsensownego sporu, który kosztował robotników wiele nerwów i doprowadzał ich do coraz większego ubóstwa odeszły w dal. Manifestacje oraz walka o polepszenie bytu została wzmocniona. To m.in. „krwawy piątek” doprowadził do ogłoszenia 23 marca strajku generalnego, który poparła znaczna liczba ludności Łodzi i okolic. Robotnicy łódzcy pokazali, że ich trudny nie idą na darmo oraz posiadają poparcie innych zawodów np. pracowników umysłowych, tramwajarzy itd. Wielokrotnie potem odwoływano się w różnych przemówieniach i wiecach do przykładu Pabianic. Przestrzegano, że należy walczyć, gdyż ofiara poniesiona przez robotników nie może pójść na marne, kierowano się hasłem strajku, aż do zwycięstwa.

Czy można porównać sytuację robotników z czasów Wielkiego Kryzysu 1929-35 do tej z czasów strajków w stoczniach w latach 80. ub. wieku? 

Trudno pogodzić czas Wielkiego Kryzysu gospodarczego lat 30. z wydarzeniami, które zapoczątkowały powolny upadek realnego socjalizmu w Polsce.

Sytuacja robotników w dobie kryzysu, w II RP była diametralnie inna od położenia robotników stoczniowych i ogólnie robotników w PRL. Z jednej strony mamy młode państwo polskie, który walczyło z trudami i odbudowywało swoją siłę po ponad wiekowej niewoli. Można powiedzieć, że była to „biedna niepodległość”. Pamiętać musimy, że strajki i kłopoty ekonomiczne państwa polskiego były jego integralnym elementem. Dopiero tworzono na nowo zręby gospodarki – Polska w 1918 r. była krajem wyniszczonym – prowadzono modernizacje, rozwijano się na wielu polach itd. ale proces ten musiał być długi i żmudny. Polska wchodziła w 1918 jako nowy gracz na arenie międzynarodowej i musiała podnieść się po okresie zaborów i hekatombie Wielkiej Wojny.

Robotnicy w latach 30. nie mieli lekko. Niskie zarobki, duża podaż siły roboczej, problem z podażą pracy dla coraz to nowych roczników produkcyjnych. Polska była krajem o dużym przyroście naturalnym, więc z roku na rok na rynku pracy pojawiały się nowe rzesze chętnych, lecz gospodarka nie była wstanie temu sprostać. Musimy pamiętać, że Polska była krajem rolniczo-przemysłowym, przemysł nie był najważniejszą gałęzią gospodarczą państwa. Większość społeczeństwa to ludność wiejska. Wieś była w tym okresie przeludniona i nie potrzebowała tylu rąk do pracy. Miasta z kolei, które w czasach prosperity z chęcią przyjmowały nowych, niewykwalifikowanych robotników, w czasie kryzysu minimalizowali koszty. Tu właśnie zaczynało się błędne koło. Wysokie bezrobocie, często tragiczne warunki pracy, niskie płace etc. wpływały silnie na pauperyzację społeczeństwa polskiego. Problemem dnia codziennego stało się widmo biedy, choroby, utraty pracy, bezdomności… obawiano się co przyniesie dzień następny.

Klasa robotnicza w latach 80. nie miała tych problemów. Zatrudnieni byli o wiele lepiej sytuowani w porównaniu swoich rodziców czy dziadków. Oczywiście w jednym i drugim przypadku elementem wspólnym jest walka o poprawę życia – walka ekonomiczna – lecz robotnicy z lat 30. walczyli jedynie o poprawę swego bytu, a ich żądania nie poszły nigdy w stronę żądań o charakterze politycznym.

Czy władze Pabianic słusznie postąpiły ulegając wnioskowi jednego z mieszkańców, który domagał się usunięcia tablicy jako propagującej komunizm? IPN nawet nie wypowiedział się w sprawie, gdyż nie wpłynął wniosek o opinię… 

Z prawnego punktu widzenia każda osoba może zgłosić dany relikt będący elementem propagowania komunizmu do władz, które po rozpatrzeniu zasadności mogą podjąć działania zmierzające do jego usunięcia. Trudno mi jednoznacznie wypowiedzieć się w tej sprawie. Z jednej strony należy przyznać, że tablica poświęcona robotnikom, którzy zginęli w 1933 r. miała charakter komunistyczny, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Wychwalała ona walkę proletariatu pod sztandarami KPP. Był to chwyt propagandowy, niemający zbyt dużo wspólnego z realiami wydarzenia.

Nie możemy jednak patrzeć na to wydarzenie jedynie przez pryzmat komunizmu i działalności KPP w Pabianicach. To prawda, że komuniści byli prowodyrami i to ich działania doprowadziły do starcia z policją, lecz stanowili jedynie niewielką część całego ogółu manifestantów. Powodem, dla którego doszło do krwawych zajść, była frustracja społeczna i poczucie fatalizmu. Warunki ludzi pracy w tym okresie były naprawdę ciężkie, zaś pogarszająca się sytuacja rodzin robotniczych nie napawała optymizmem na przyszłość.

Czy ruch władz to czasem nie jest wylanie dziecka z kąpielą? Istnieje jakiś złoty środek?

Jako mieszkaniec, ale także jako obywatel Pabianic silnie związany ze swoją „małą ojczyzną” uważam, że pamięć o tamtych wydarzeniach powinna być nadal celebrowana. Czy tego chcemy czy nie, historia nie może być rozpatrywana w odcieniach czerni i bieli. Polska przeżywała swoje wzloty i upadki, są okresy w dziejach państwach ale przede wszystkim naszego miasta, z których powinniśmy być dumni. Pamiętać trzeba także o tej historii, która do chlubnych nie należy.

Wystąpienia robotnicze, które stały się podporą propagandy komunistycznej, cały etos walki proletariatu etc. zostały wynaturzone. Dziś nie patrzymy na te wydarzenia jak na przejaw cierpienia czy złej sytuacji naszych przodków. Często stosujemy uogólnienia i oceniamy dane wydarzenia jedną miarą.

Uważam, że władze miały pełne prawo do usunięcia tablicy ze względów ustawowych. Myślę jednak, że to wydarzenie powinno zostać w jakiś sposób upamiętnione. Należy pokazać, że historia robotnicza Pabianic (wszak nasze miasto było prężnym ośrodkiem przemysłowym) jest naszą wspólną historią. Przecież wielu członków naszych rodzin w okresie PRL pracowało w przemyśle włókienniczym bądź kształciło się w tym kierunku. Mamy przodków, którzy albo byli przedsiębiorcami, albo robotnikami w dwudziestoleciu międzywojennym.

To właśnie ze względu na charakter naszej „małej ojczyzny” powinniśmy przywracać pamięć i starać się zrozumieć, jakie wydarzenia wpłynęły na jej kształt i przyszłość. Należy odrzucić wszelkie relikty zakłamania oraz propagandę tzw. czasów słusznie minionych, jak potocznie mawia się o okresie realnego socjalizmu.

Myślę, że w miejscu, gdzie wisiała niegdyś tablica, zamontować należy np. tabliczkę o charakterze informacyjno-pamiątkowym, która zwracałaby uwagę społeczeństwa na dzieje naszego miasta, lecz także przywracała pamięć o strajku powszechnym włókniarzy łódzkich i jego prawdziwym, niezakłamanym obrazie.

Nota o rozmówcy

Pabianiczanin, student Wydziału Filozoficzno-Historycznego UŁ (absolwent I Liceum Ogólnokształcącego im. J. Śniadeckiego w Pabianicach). Zajmuje się historią Polski I połowy XX wieku. Pisze pracę magisterską w Katedrze Historii Polski Najnowszej pt. „Wielki strajk włókniarzy w łódzkim okręgu przemysłowym w 1933 roku. Zarys problematyki”.


2 komentarze do “Śmierć pięciu robotników wstrząsnęła nie tylko naszym miastem, ale i całą Polską

  1. Dzięki solidaruchom i Planowi Balcerowicza, Wielkie Bezrobocie trwa w Polsce od 1989-go roku. Reżim Piłsudskiego, nie dyskutował by z solidaruchami, tylko ich rozstrzelał lub do Berezy Kartuskiej zamknął w najlepszym dla solidaruchów przypadku.

  2. Popieram pomysl aby powiesić nową tablicę upamiętniającą ten rozlew krwi.

Comments are closed.