HISTORIA

Tak w Pabianicach Niemców rozbrajali

Z okazji świętowania kolejnej rocznicy odzyskania niepodległości Muzeum Miasta Pabianic opublikowało mało znane wspomnienia oficera Wojska Polskiego i architekta Eugeniusza Maciejewskiego, dotyczące rozbrajania Niemców w 1918 roku w Pabianicach. Spisane w Gdyni, 31 marca 1967 roku.

Na zdjęciu Kompania pabianicka po rozbrojeniu Niemców, niżej wspomnienia:

“Dnia 10 listopada 1918 roku ok. godz. 12-tej spotkałem znajomego Dowborczyka Januszkiewicza, pabianiczanina, na ulicy Zamkowej, który zakomunikował mi jako komendantowi I Pabianickiej Drużyny Harcerskiej im. T. Kościuszki, poufne polecenie zorganizowania starszych harcerzy w oddział do pomocy oddziałom Dowborczyków i Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), które przyjdą z Łodzi dnia 10 listopada 1918 r. około godz. 11-tej wieczorem w celu rozbrajania wojskowych garnizonów niemieckich w Pabianicach i okolicy. Wiadomość tą przekazałem ówczesnemu komendantowi Hufca Pabianickiego ZHP Edmundowi Maciejewskiemu. Po naradzie z drużynowymi komendant hufca wydał rozkaz zbiórki oddziału „0” składającego się ze wszystkich starszych harcerzy hufca. Również zawiadomił o tym organizację ”Sokoła” w celu zmobilizowania większych sił pomocniczych.

Zebraliśmy się w tajemnicy przed rodzinami, najpierw w mieszkaniu druha Stanisława Morawskiego. Stawili się prawie wszyscy drużynowi, plutonowi i zastępowi oraz kilku starszych szeregowych w liczbie przeszło 40 osób. Broni nie mieliśmy oprócz jednego pistoletu, natomiast mieliśmy kilka kijów i lasek. Następnie wymaszerowaliśmy szykiem rozrzuconym i ubezpieczonym krokiem do izby harcerskiej, która mieściła się przy domu parafialnym na Starym Mieście. Na rynku Starego Miasta wystawiliśmy czujki, jak również na miasto wychodziły patrole kontrolne. Na oddziały z Łodzi i dalsze rozkazy oczekiwaliśmy bezskutecznie prawie do godz. 2-giej w nocy, po czym po meldunkach patroli o zwiększonych ruchach i transportach konnych wojska niemieckiego, ewakuujących swoje miejsce postoju, zdecydowaliśmy się rozpocząć akcję rozbrajania na własną rękę w celu zdobycia broni i majątku wywożonego przez okupanta.
Przeszliśmy znów grupkami na ul. Kościuszki do bramy domu gdzie mieściła się bursa uczniowska 7 kl. Szkoły Handlowej Spotkaliśmy tam również grupę kilkudziesięciu zebranych Sokołów. Stąd przy zupełnie ciemnej nocy robiliśmy wypady grupkami,. rozbrajając pojedynczych żołnierzy, żandarmów, którzy zdezorientowani i zdumieni naszym napadem w kilku, nie stawiali większego oporu. Ulicą Cmentarną (obecnie Kilińskiego), jak stwierdziły patrole, szedł duży oddział piechoty w pełnym rynsztunku z taborami z tyłu i skręcał w ulicę Zamkową w stronę Łasku. Takiej siły zaatakować nie mogliśmy. Początkowo, kiedy w ciemnościach nie orientowaliśmy się w liczebności Niemców, kmdt Edmund Maciejewski w otoczeniu kilku śmielszych druhów zatrzymał Niemców. Po oświeceniu latarką elektryczną okazało się, że był to długi wąż oddziału. Na czele stał oficer niemiecki . Na żądanie w łamanym języku niemieckim, oddano nam broń. Jeden z oficerów chwycił za pistolet i strzelił do kmdta Maciejewskiego. Na szczęście stojący obok niego druh Eugeniusz Wyrwicki (zginął jako ppłk pilot w samolocie pod Amiens w 1940 r. w obronie Francji), o szybkim refleksie, uderzył silnie oficera w rękę i kula trafiła w bruk uliczny. Harcerze rozbiegli się, a Niemcy spłoszeni uciekali w kierunku Łasku, pozostawiając część broni. Ostatni wóz dwukonny został przez nas zatrzymany, konwojent rozbrojony, a wóz z workami mąki skierowany do dotychczasowej kwatery przy ul. Kościuszki. Po strzałach rozbiegli się również bezbronni Sokoli i już nie chcieli brać udziału w dalszych akcjach nocnych.

Od kmdta Edmunda Maciejewskiego otrzymałem rozkaz zbadania sytuacji w koszarach piechoty w budynku dawnej szkoły podstawowej „R. Kindler”, naprzeciw nowego kościoła. Razem z ochotnikiem druhem Leonem Muellerem podeszliśmy w ciemnościach pod koszary i stwierdziliśmy, że już ostatni żołnierz niemiecki opuszczał budynek, objuczony pełnym rynsztunkiem z karabinem przewieszonym przez ramię. Postanowiliśmy odebrać mu karabin. Zaatakowaliśmy go od tyłu, ale podniósł taki wrzask, że kamraci z karabinami pospieszyli mu z pomocą. Musieliśmy wrócić. Na pustym placu nie było gdzie się schować. Niemcy jednak szybko uciekli w kierunku Łasku. My zaś ostrożnie weszliśmy do koszar i tam znaleźliśmy pozostawiony w magazynie karabin, amunicję oraz duże zapasy ciepłych koców, bielizny, prześcieradeł, mydła itp. oraz umeblowanie w łóżka, szafy, stoły, ławy, stołki itp. Po powrocie do kwatery przy ul. Zamkowej zameldowaliśmy o powyższym kmdtowi Edmundowi Maciejowskiemu, który nakazał wysłanie tam wartownika w celu ochrony tego majątku przed grabieżą. Wybór padł na druha Stefaniaka. Po kilku godzinach druh Stefaniak wrócił do kwatery, ale bez karabinu i naboi. Okazuje się, że został rozbrojony ok. godz. 7 rano przez bojówkę Polskiej Partii Socjalistycznej – PPS, składającej się z kilku starszych i silniejszych od niego ludzi. Rano do akcji rozbrajania przyłączyli się również starsi uczniowie Szkoły Realnej i ludność. Byłem świadkiem jak dwaj 12-13 letni chłopcy zaatakowali w alejach ul. Zamkowej żandarma niemieckiego, który także przespał ewakuację. Oczywiście nie daliby rady Niemcowi, gdyby nie moja pomoc (miałem już 19 lat) i innych harcerzy z karabinami. Własnoręcznie odebrałem Niemcowi pas i pistolet i założyłem sobie. Byliśmy niewyspani, zmordowani i głodni. Niektórzy rodzice przynieśli nam śniadanie. Uważaliśmy siebie za ochotniczych żołnierzy polskich, a kmdt hufca Edmund Maciejewski był w ciągu nocy i następnego dnia komendantem miasta samorzutnym z braku jakiejkolwiek innej władzy. Rano ok. godz. 8 przyszłą wiadomość, że Niemcy opuszczają dworzec kolejowy, a ludność grabi magazyny kolejowe i składy węgla.

Na rozkaz kmdta E. Maciejewskiego zorganizowany został oddział przeważnie już uzbrojony w karabiny, liczący ok. 20 ludzi. Pod moim dowództwem udał się wytężonym marszem czwórkami na dworzec. Po drodze witali nas radośnie mieszkańcy miasta, rodziny, znajomi. Również dołączyli się do oddziału spóźnieni harcerze. Po drodze wstąpiliśmy do koszar (dawna szkołą podstawowa R. Kindlera) i stwierdziliśmy, że zapasy koców, bielizny i żywności zniknęły z magazynów i wobec tego zaciąganie warty na nowo nie było już potrzebne. Po przybyciu na dworzec w krótkim czasie opanowaliśmy sytuację. Przepędziliśmy grabiących osobników, ku ich niezadowoleniu, wystawiliśmy warty, a magazyny kolejowe z żywnością zamknęliśmy na kłódki. Na dworcu już nie było żołnierzy niemieckich, pojedynczo tylko trafiali się oficerowie, żołnierze maruderzy, którzy byli rewidowani, rozbrajani i wsadzani do pociągów ewakuacyjnych, które dość gęsto szły od strony Łodzi z żołnierzami już rozbrojonymi w Warszawie bądź gdzieś po drodze. Również na dworcu zastaliśmy jeszcze zawiadowcę stacji, wyższego urzędnika kolejowego w mundurze i kasjera, którzy szykowali się do odjazdu. Nie zdążyli jeszcze zabrać pieniędzy z kasy. Druh Dobrosław Wyrwicki, władający nieco językiem niemieckim, został wyznaczony do przejęcia kasy. Stwierdzono w kasie przeszło 4000 marek. Z tego stanu kasy sporządzono protokół w 2 egzemplarzach. Jeden wręczono niemieckiemu kasjerowi. Do tej sumy doszły jeszcze pieniądze skonfiskowane w czasie rewizji osobistej żołnierzy i oficerów. Ja osobiście zająłem się zbadaniem mieszkania, biura i bagażu zawiadowcy stacji. Został mu skonfiskowany małokalibrowy karabinek.
Po południu przybył na dworzec z posiłkami druh kmdt hufca, gdyż był to w tych momentach najważniejszy punkt do zabezpieczenia oraz byli także potrzebni ludzie do zmiany warty. Nadchodzi pociąg towarowy od strony Łodzi pełen nie do końca rozbrojonych żołnierzy niemieckich. Pociąg miał dwie lokomotywy. Początkowo nie chciał się zatrzymać. Ale po otwarciu ognia z karabinów maszynista zatrzymał pociąg. Zostawiwszy wartowników na peronie, w kilkunastu wchodziliśmy do wagonów. Kazaliśmy podnieść ręce do góry i przeprowadzaliśmy osobistą rewizję w poszukiwaniu broni. Znaleźliśmy jeszcze kilka pistoletów, bagnetów i amunicję. Ponieważ uważaliśmy, że jedna lokomotywa wystarczy dla dowiezienia pociągu do granicy, kazaliśmy maszyniście odstawić drugą na bocznicę. Druh Roman Rondecki posiadający pistolet, wskoczył na lokomotywę i zmusił maszynistę niemieckiego do odprowadzenia lokomotywy.
W ten sam sposób przepuściliśmy jeszcze kilka pociągów ewakuacyjnych z wojskiem niemieckim. Pod wieczór wzmógł się nacisk zebranych ludzi na wartowników pilnujących składów węgla i magazynów kolejowych. Musieliśmy interweniować strzelając na postrach w powietrze, Trzymaliśmy straż na dworcu kolejowym przez kilka dni do czasu zorganizowania się władz kolejowych.
Na mieście panowała radość z odzyskania niepodległości. Wszędzie pojawiły się flagi narodowe. W zarządzie miasta zaczęli się zbierać przedstawiciele partii, organizacji sportowych i wojskowych w celu utworzenia władz miejskich i wojskowych. Powstał komitet, który miał za zadanie przejęcie majątku i broni zdobytych przez harcerzy, i społeczeństwo. Dla większej wygody przeniesiono kwaterę główną kmdta hufca do portierni i kantoru byłej fabryki Rudolf Kindler przy ulicy Zamkowej. Odkryto jeszcze dalsze składy poniemieckie w Społem: 2 konie wierzchowe, kilka świń i wśród cywilnej ludności dalsze karabiny, amunicję i wozy wojskowe.

W dniu 12 listopada Komitet Społeczny w osobach prof. wychowania fizycznego Stanisława Starzyńskiego, prof. Zygmunta Fuksa, Wacława Jędrychowskiego i innych przejął cały majątek znajdujący się pod pieczą harcerzy, od druha kmdta hufca Edmunda Maciejewskiego, z czego został sporządzony szczegółowy protokół. Komendantem garnizonu Pabianic został wyznaczony porucznik Jankowski, b. oficer armii rosyjskiej i Dowborczyk, na zastępcę szefa POW Zygmunt Waligórski. Oni przejęli broń i sprzęt wojskowy, i zaczęli tworzyć ochotnicze oddziały wojskowe. Kmdt hufca Edmund Maciejewski wraz z kilkudziesięcioma starszymi harcerzami wstąpił do Batalionu Harcerskiego, który tworzył się w Warszawie Okręgowa Komenda ZHP w Łodzi komendę hufca powierzyła mnie.

W pracy hufca postanowiono położyć większy nacisk na wyszkolenie wojskowe, musztrę, terenoznawstwo i zapoznanie się z bronią., jak również patrolowanie miasta i okolicy. Dnia 18 marca 1919 roku przekazałem komendę komendę druhowi Franciszkowi Janowskiemu, ponieważ wstąpiłem do Wojska Polskiego. Należałoby jeszcze wyjaśnić jak to się stało, że żołnierze niemieccy pozwalali się tak łatwo rozbrajać nieletnim chłopcom; że obyło się bez ofiar. Otóż w Niemczech nastąpiła rewolucja, która zmiotła z tronu cesarza Wilhelma II i utworzyła socjalistyczny rząd. Rząd ten nie chciał dalszej wojny na Wschodzie po klęsce na Zachodzie. Wśród wojsk niemieckich pod wpływem rewolucji bolszewickiej utworzyły się Rady Żołnierskie, które przejęły władzę w oddziałach. Również w garnizonie w Pabianicach zostały utworzone Rady Żołnierskie. Na budynkach koszar, na kilka dni przed rozbrajaniem, powiewały czerwone flagi. Żołnierze niemieccy nie chcieli dalszej wojny, oddawali broń, aby dostać się szybko do domu. Myśmy im to ułatwili”.
.